W sobotę w Radomiu MGębski Boxing Night. Przedstawiam analizę walk, moje oczekiwania i kilka ciekawostek.
Krzysztof Zimnoch (22-1-1, 15 KO) ostatnio składa odważne deklaracje w mediach. Najpierw stwierdził, że jest najlepszym polskim ciężkim, a w najnowszej wypowiedzi dla sport.pl bez ogródek mówi, że może dołączyć do grona mistrzów takich jak Anthony Joshua czy Deontay Wilder. Kibiców bolą głowy i zęby słysząc takie zapewnienia czego dają upust w niewybrednych komentarzach. Z drugiej jednak strony, każdy z pięściarzy marzy o tytule mistrza świata, a w boksie zawodowym nie takie mieliśmy już zapowiedzi.
Najpierw jednak Krzysztof Zimnoch będzie musiał zmierzyć się z twardym i mocno bijącym Joey’em Abellem (33-9, 31 KO) – amerykańskim pięściarzem, który na plakacie promującym galę MGębski Boxing Night na pierwszy rzut wyglądał na kolejnego po Michealu Grancie emeryta do obicia, ale ekspercka kwerenda jaką przeprowadził Krystian Sander z boxing.pl wykazała, że Zimnocha czeka nie lada wyzwanie. Rywal jest wyższy, silny jak Mike Mollo i ma ciężkie ręce, co poświadcza współczynnik nokautów w rekordzie. 6 września Krzysztof Zimnoch obchodził urodziny. Na tym etapie życzmy mu więc przede wszystkim wygranej w sobotę.
Na ring powraca po raz drugi Albert Sosnowski (49-8-2, 30 KO). Na mieście krążą jakieś dziwne plotki o stanie jego zdrowia, ale nie ma co ich powtarzać, bo sam bokser nie odniósł się do nich. Jak słyszę i obserwuję większość kibiców choć szanuje dokonania Dragona, to z sympatii życzy mu już sportowej emerytury. Walka ciekawa, ale dość dla niego ryzykowna. Co innego przegrać przez KO z Andrzejem Wawrzykiem, w końcu doświadczonym zawodnikiem i pretendentem do tytułu regularnego mistrza świata WBA, a co innego z nowicjuszem na zawodowych ringach Łukaszem Różańskim (6-0, 5 KO). Jeśli Albert Sosnowski przegra przed czasem rozmieni swój autorytet w dużej mierze na drobne, natomiast Łukasz Różański walczący dotychczas z przysłowiowymi Węgrami zrobi stumilowy krok w swojej karierze.
Prawdziwy sprawdzian przejdzie Sergiej Werwejko (6-1, 4 KO). Jego rywal to doświadczony Nagy Aguilera (20-9, 14 KO). I nie ważne, że nie walczył 2 lata. Warto zwrócić uwagę, że Amerykanin – były rywal Tomasza Adamka i Marcina Rekowskiego ze swoich 9 przegranych tylko 2 walki zakończył na deskach przed czasem. Werwejko ma natomiast w ostatnich swoich pojedynkach ewidentne problemy z kondycją. Akurat byłem świadkiem jego pokazowej walki z Arturem Nawrockim na Landowski Boxing Night X w czerwcu tego roku i tam choć walka była kilkurundowa Werwejko równie ciężko oddychał co w przegranej walce z Żyrardowie z Marcelem Luizem Nascimento. Nadzieja nie tylko w tym, że Ukrainiec zepnie się w sobie, ale także w nowym trenerze Krzysztofie Drzazgowskim, który bardzo umie zmotywować swoich zawodników.
Warto przyjrzeć się walce Przemysława Runowskiego (15-0, 3 KO), bardzo dobrego boksera, któremu w ostatniej chwili zmienił się rywal. Nowy przeciwnik Twaha „Prince” Kiduku z rekordem (11-1, 7 KO) wszystkie walki stoczył w Tanzanii i jedną w Zambii. Zawodnik – zagadka, szczególnie jak spojrzymy na jego kartę w portalu statystycznym boxrec.com. Podobnie jak Runowski występuje w kategorii półśredniej, ale jeszcze dwa lata temu zdobył lokalny tytuł w wadze lekkiej. Jednak teraz na 26 października ma zaplanowaną walkę o tytuł, ale tym razem już w… super średniej. Warto więc by Przemek dobrze przetestował egzotycznego „Księcia”, najlepiej kończąc pojedynek przez efektowne KO. W końcu Przemek ma tylko 3 walki zakończone przed czasem w swojej karierze.
Do zaciętych będzie zapewne należeć starcie Mateusz Tryc (2-0, 2 KO) – Remigiusz Wóz (10-1, 5 KO). Mateusz bardzo dobrze zaprezentował się w ostatniej walce z Przemysławem Gorgoniem całkowicie wyłączając ofensywny styl „Smile’a”. I choć Remigiusz Wóz w swoim rekordzie ma tylko 2 zwycięstwa z rywalami o dodatnim bilansie, to zawodnicy trenera Ireneusza Butowicza grupy Silesia Boxing nigdy nie odpuszczają i biją się do końca. Tryc zasługuje na uwagę jeszcze z jednego względu. Bardzo dobrze promuje się w mediach. Oprócz oficjalnego treningu medialnego, który odbył się w środę w Warszawie, Mateusz sam zorganizował swój dodatkowy trening dla mediów i kibiców w rodzinnym Wyszkowie.
Do zawodników, który dba i przyciąga kibiców należy również Piotr Podłucki (4-1, 2 KO). Jego walka z Jordanem Kulińskim w Żyrardowie choć przegrana należała do jednych z najlepszych w tym roku na polskich ringach. Podłucki generuje sprzedaż biletów i zainteresowanie promotorów. Razem z nim do Radomia zawita bowiem „Furybus”, czyli autokar jego fanów, którzy będą głośni na radomskim stadionie. Tam zmierzy się z doświadczonym Ukraińcem Vasylem Kondorem (18-17-1, 5 KO), który przegrywał z takimi zawodnikami jak Dmytro Kucher, Maksym Własow, Konni Konrad, a ostatnio przez TKO z Pawłem Stępniem w Szczecinie. Mówiło się do niedwana się w bokserskich kuluarach, że jeśli Podłucki również wygra przed czasem z Kondorem, to być może jego następna walka będzie właśnie ze Stępniem. Sprawa może jednak okazać się nieaktualna, bo Stępień był przymierzany do zwycięzcy walki Sęk – Matyja, a po ostatniej dobrej walce może już nie być zainteresowany starciem z Podłuckim.
Co nas więc czeka w Radomiu? Zestawienia na polskich galach są coraz lepsze i odważniejsze. Nie ma już hodowania rekordów i coraz częściej przychodzi czas na weryfikację już na wczesnym etapie kariery. I to w pewnym stopniu osiągnęli promotorzy na karcie walk gali MGębski Boxing Night. Warto ją obejrzeć. Być może ktoś zakończy karierę, ale komuś otworzą się nowe perspektywy.
Ireneusz Fryszkowski
fot. ringblog.pl