Joshua – Kliczko przy beczce okowity

29 kwietnia to będzie jeden z tych dni, na które czekam z ogromnym utęsknieniem i których wyglądam z niekłamaną i szczerą do bólu niecierpliwością.

Nawet sąsiedzi się dziwią, że tak często widzą mnie ostatnio w oknie. Tymczasem ja niewzruszenie trwam na posterunku, bo wiem, że tego dnia grzmoty gwarantowane są przez solidny brytyjski okręt, sterowany przez najlepszego obecnie korsarza bokserskich odmętów, samego Eddiego „Wujaszka” Hearna.

Zapewne większość z Was pamięta serial „Janosik”. W jednym z odcinków o jakże intrygującym tytule „Beczka okowity”*, chłopaki spod samiuśkich Tater robią wypad na słowacką stronę i lądują na uczcie u dobrego szlachcica. Oczy im się świecą do suto zastawionego jadłem stołu, niczym kontrolka oleju w maluchu i kiedy już palce swoje zanurzają w tych wszystkich frykasach, wszelkie hamulce puszczają.

I ja się podobnie czuję obecnie i doczekać się już nie mogę, kiedy zobaczę w końcu walkę w kategorii ciężkiej, o jakiej marzy mi się od dłuższego już czasu.

Kliczko – Joshua, starcie ogromnego doświadczenia z nieokiełznaną młodością. Bitwa dwóch gladiatorów. Zero obwisłych brzuchów, miseczek rozmiar D, czy cellulitu. Zero bezglutenowych bzdetów i gównianych ciasteczek ryżowych. Tylko sztanga, stejki, żyły na bickach i brutalna siła. Do tego profesjonalizm pełną gębą. Obaj swoją pracą zasługują na sukces. Ktoś tu z pewnością upadnie ciężko na dechy.

Ponieważ wspomniana wyżej walka wzbudza już od dawna ogromne emocje i niewątpliwie jest jednym z największych wydarzeń sportowych bieżącego roku, federacja WBA postarała się o okazjonalny pasek z podobizną obu walczących o niego dżentelmenów. To miało być ukoronowanie święta sportu, niestety przez chwilę czarne chmury zawisły nad całym przedsięwzięciem, o czym niektórzy z Was mogą nie wiedzieć.

Pas WBA na walkę Joshua Kliczko

Swoje trzy grosze postanowił niestety wtrącić były dominator wagi ciężkiej, Władimir vel „Stalowy Młot”. Przyzwyczajony do uprzywilejowanej pozycji ukraiński doktor od metodyki treningu, będąc wielkim fanem katastroficznego dzieła Jamesa Camerona, czyli „Titanica”, zażądał, aby na trofeum znalazło się zupełnie inne zdobienie, do tego jedno, a nie dwa jak dotychczas.

Żeby nie było niedomówień, wraz z małżonką na fotografii poglądowej pokazał, jak chciałby pozować z młodszym i mniej doświadczonym rywalem. Zabawy było co niemiara. Witalij upuścił nawet w pewnym momencie aparat ze śmiechu.

Zdjęcie Władimira Kliczko
Nie było jednak do śmiechu obecnemu mistrzowi federacji IBF. Anthony podobno zareagował bardzo nerwowo na sugestie byłego super czempiona i omal nie zjadł swoich odważników.

Na szczęście uzębienie Brytyjczyka nie ucierpiało, pas ma pozostać taki, jaki jest i do zapowiadanego pojedynku z wielkim prawdopodobieństwem dojdzie w najbliższą sobotę, z czego bardzo się wszyscy cieszymy.

Anthony Joshua ćwiczy kark

Tymczasem w dalekiej Australii do swojego lipcowego pojedynku szykuje się inna wielka gwiazda boksu, Manny Pacquiao. Filipińczyk ma się zmierzyć z miejscowym zawodnikiem, którego niewielu kibiców pięściarstwa kojarzy.

Bob Arum, jak przystało na cwanego lisa, mimo wszystko próbuje za wszelką cenę podgrzać atmosferę i z tej okazji nakazał słynnemu „Pac Manowi” brutalną sesję zdjęciową, w której Manny traktowałby australijskie zwierzęta w sposób niehumanitarny, a przez to nakręciłby atmosferę przed samą walką i przestraszył przyszłego rywala, bo jak to pięknie napisał Szekspir „Choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda”.

Niestety dla znanego promotora, Manny nie podołał zadaniu i po raz kolejny pokazał, że jak przystało na prawdziwego chrześcijanina i miłującego naturę mieszkańca Archipelagu Filipińskiego, bliżej mu do Świętego Franciszka z Asyżu, niż do niewrażliwego na cierpienie innych gladiatora rzymskiego.

Dodamy tylko na koniec, że nowy przyjaciel mistrza w ośmiu kategoriach wagowych nazywa się Coco i jest mocno uzależniony od liści eukaliptusa. Mimo tego nałogu obaj panowie żyć bez siebie nie mogą. Chodzą słuchy, że Floyd mocno pozazdrościł i też wybiera się do Australii…

Manny Pacquiao

Kończąc ten felieton, chciałbym odrobinę wstrząsnąć, jako kibic boksu, całym środowiskiem. Być może większość z Was wie, że brzydzę się sztucznym wspomaganiem organizmu. W końcu ja na swój mięsień piwny uczciwie zapracowałem ciężką pracą, wykorzystując jedynie naturalne metody i składniki, więc nie widzę potrzeby faszerowania się „witaminkami”.

Ponieważ sporo o tym myślałem, a jak się dużo myśli, to do głowy wpadają niekiedy ciekawe pomysły, zrodził się z tych intelektualnych igraszek wiersz, który z jednej strony pokazuje piękno technicznego boksu, z drugiej zaś jest mocnym apelem, krzykiem wręcz, przeciw dopingowi w sporcie. Proszę zatem o skupienie, bo jest to co prawda krótkie, ale mocne. Uwaga, zaczynamy.

Dwóch na arenie wojowników stało,
Boże! Co też tam się działo!
Poszedł prawy krzyżowy, zleciał łupież z głowy,                    
Ruszył lewy prosty, spadły z pleców krosty.
Oddech coraz cięższy, sędzia coś przeczuwa,
Wywaliło żyły, czerwona spojówa.
Nagle krótki sierp, niczym topór w poziomie,
Nie trafił, obrócił się, upadł, leży na OIOM-ie.

Dziękuję za uwagę i życzę wielu bokserskich uniesień w ten weekend wszystkim kibicom pięściarstwa.

Pozdrawiam serdecznie.

Lechu

*Okowita – staropolska nazwa mocnej wódki lub nieoczyszczonego, surowego spirytusu.

Opublikowane przez: