Siła jest. Brakuje kropki nad i

O pracy nad nokautem, walkach z Polakami, MMA i boksie kobiet rozmawiam z Kamilem Szeremetą (14-0, 2 KO) – bokserem wagi średniej.

Zobaczymy Pana walczącego 10 grudnia na gali we Wrocławiu?

Nie jest to jeszcze pewne. Nawet sam trener Fiodor Łapin jeszcze nie wie. Promotorzy Andrzej Wasilewski i Tomasz Babiloński nie mogą porozumieć się co do mojego występu. Tak więc mój występ we Wrocławiu jest pod znakiem zapytania.

A jakiś przeciwnik? Padło jakieś nazwisko przynajmniej?

Właśnie nie. Chodzi o to, że nawet nie wiadomo czy ja tam boksuję. Jestem w gazie, wagi jeszcze parę kilo zostało. Ale już wziąłem się za siebie, żeby później nie było, że jak dostanę odpowiedź na tak, nie robić za dużo, tylko być już nastawiony na walkę. Zobaczymy czy to wyjdzie.

To wróćmy do zapowiedzi po gali w Międzyzdrojach. Wygrana z Kassimem Oumą (29-10-1, 18 KO) miała otworzyć drzwi do walk za granicą. Tak stwierdził Pana promotor Tomasz Babiloński. Otworzyła?

Tak otworzyła, że na razie nie boksuję 10 grudnia we Wrocławiu. Więc za bardzo nie otworzyła. Nic się nie zmieniło i nie wiem jak to ocenić. Na to pytanie powinien odpowiedzieć Tomasz Babiloński.

Walka z Patrykiem Szymańskim (17-0, 9 KO). Kibice oglądaliby wasz pojedynek z wypiekami na twarzy. Np. na Polsat Boxing Night.  

Jestem oczywiście na tak. Ja już dawno chciałem zaboksować z Patrykiem Szymańskim. Tylko, że nie zejdę do jego kategorii, bo na co dzień ważę 80 kg. Nie będę robił więc 11 kg do 69 kg. Dla niego byłoby łatwiej wzmocnić się fizycznie i zaboksować wyżej, jak dla mnie zejść. Ja jestem na tak, na taki pojedynek.

A Pana zdaniem Patryk Szymański wygrał walkę z Jose Antonio Villalobosem w Ergo Arenie 17 września?

Nie. Byłem, widziałem, sam na własne oczy. Moim zdaniem nie wygrał tej walki. Ale sędziów zdania się nie podważa.

To może Robert Talarek (16-12, 10 KO)? Ostatnio robi furorę w Polsce i za granicą. Z journeymana stał się groźnym zawodnikiem. Jego trener twierdzi, że wygrałby z Panem.

Wiadomo, trener jest od tego. Jest promotorem, menadżerem, trenerem w jednym. Co on może powiedzieć? Że Robert jest słaby? Ja szanuję Roberta Talarka, bo jeździ na wyjazdy, wygrywa, przegrywa. Szanuję go za to, że nie boi się żadnych wyzwań. Teraz ma akurat taką dobrą formę. Jest niewygodnym zawodnikiem, dobrym technicznie, silnym, ma dobre warunki. Walka z nim byłaby dobra. Ale ja już z nim boksowałem, wygrałem i nie chce mi się cofać. Ta walka nic by mi nie dała. Na pewno jestem bardziej nastawiony na walkę z Patrykiem, jak z Robertem. Chociaż może jakbym dostał dłuższy termin do przygotowania, to wziąłbym tę walkę.

Swoją wygraną w Legionowie złamał Pan karierę Artemowi Karpetsowi (21-4, 6 KO). Niepokonany do Waszego pojedynku Ukrainiec po porażce przegrał kolejne trzy walki.

Moim zdaniem Karpets po przegranej ze mną wracając na Ukrainę wrócił też tam do pracy i już tak nie przykłada się z treningami jak do czasu naszej walki. Myślę, że coś w nim pękło i nie jest już nastawiony na boks jak był wcześniej.

Które ze swoich zwycięstw uznaje Pan za najcenniejsze? Wygrana z Rafałem Jackiewiczem?

Nie. Wszystkie walki są bardzo ważne. Patrząc wstecz jakoś nie mogę tego ocenić. Każda walka daje mi nowe doświadczenia, każda walka pnie mnie w górę i mam nadzieję, że 10 grudnia też będę mógł się pokazać, żeby ten rok zamknąć trzema walkami, a nie dwiema. Bo dwie walki to zdecydowanie za mało.

W tym roku tylko 2 walki. Nie żałuje Pan, że nie wystąpił w Rio na Igrzyskach?

To nie ode mnie zależało. Ja byłem nastawiony na tak. Miałem tam jechać w wadze półciężkiej, bo średnia była zajęta ze względu na Tomasza Jabłońskiego. 69 kg bym nie zrobił, a nawet jak bym zrobił, trzeba byłoby to trzymać. A to nie jest boks zawodowy, że jednorazowo się występuje. Ale nie tylko waga była tutaj największym problem. Także niedogadanie się promotorów z władzami Polskiego Związku Bokserskiego. Ja w to nie wnikam. Nie cofam się w czasie, nie płaczę, bo to nic nie da.

Wszyscy negatywnie teraz wypowiadają się o Polskim Związku Bokserskim. Źli ludzie z PZB zablokowali Pana wyjazd?

Nie wiem. Wiem natomiast, że to się nie powiodło. Nie wyszło. Wyszła walka w Międzyzdrojach i przygotowywałem się do niej. Czy źle mówią teraz o Polskim Związku Bokserskim? A czy kiedykolwiek dobrze o nich mówili?

Był Pan utytułowanym bokserem na amatorstwie. Obserwował Pan funkcjonowanie związku od środka i doświadczał  jego działań. Co trzeba zmienić, by miał Pan godnych następców.

Bombę podłożyć… Oczywiście żartuję. Na pewno trzeba diametralnej zmiany o 180 stopni. Zatrudnić tam młodych trenerów i młodych zarządców. Przede wszystkim zadbać o sponsorów. Nie oszukujmy się. Chłopaki po 18 lat mogą jeszcze boksować dla kadry, dla orzełka za darmo, bo wiadomo, że tam pieniędzy nie ma. Ale w wieku 20-22 lat mając dziewczynę, jakieś tam plany chciałoby się już zarabiać. Jeśli ja poświęcam się 24 h na dobę, myślę tylko i wyłącznie o reprezentowaniu kraju jak najlepiej, to chciałbym też mieć z tego jakieś pieniądze. Dla mnie w wieku 18 lat boks był pasją, taką moją miłością. Ale później przerodziło się to w pracę, w zarabianie pieniędzy. Nie ma co się oszukiwać, nikt mi do gara jedzenia nie włoży. Jak obserwuję chłopaków, że muszą pracować, to nie dadzą z siebie 100 proc. na treningu i w walce. Dlatego trzeba załatwić sponsorów i młodszą kadrę szkoleniową. W nas Polakach, w naszych chłopakach jest potencjał, tylko trzeba oszlifować te diamenty. Są na pewno zawodnicy, którzy byliby dobrzy, ale potrzebują opieki nad sobą i pary groszy.

W sieci trwa dyskusja „o wyższości boksu nad MMA”, a Andrzej Wasilewski z Maciejem Kawulskim nie szczędzą sobie złośliwości w mediach społecznościowych. MMA to cyrk, a boks to szlachetna szermierka na pięści?

Nie oglądam walk MMA i nie znam tych zawodników poza polskimi. Ja tego nie lubię, mnie to nie porywa jak tacza się dwóch chłopów. Jadę na taką walkę i z 10 rzędu tego nie widzę. Jak jeszcze zawodnicy walczą w stójce, to jest miłe dla oka, ale jak się przewracają, czekają na dźwignię czy jakieś tam obalenia, to mnie to nie porywa. MMA a boks? To jest dyscyplina i to jest dyscyplina. Tu i tam zawodnik wychodzi na śmierć i życie. Tutaj zawodnik traci zdrowie, daje wszystko na treningach i tam. Na pewno MMA jest ciężkim sportem tak jak boks. Oni niech idą swoim szlakiem, my swoim. Nie powinniśmy się kłócić, tylko sobie pomagać, żeby coraz bardziej przyciągać kibiców i nie dzielić ich.

Powiedział Pan kiedyś: „Artur Szpilka był pierwszy, a ja chcę być drugim polskim bokserem z rocznika 1989 walczącym o mistrzostwo świata”. Musi Pan zmierzyć się z Gołowkinem, który zapewne zunifikuje wszystkie tytuły w wadze średniej.  

Po tym jak zunifikuje – a jest bardzo bliski tego – to myślę, że przejdzie do kategorii super średniej. Ja dobrze czuję się w średniej i zostają w tej wadze. Tak jak mówię. Nie zejdę do wagi Szymańskiego, bo nie jest to aż taki światowy zawodnik, żeby się poświęcić.

Wcześniej być może na drodze Gołowkina stanie Maciej Sulęcki (23-0, 8 KO). Mówił Pan kiedyś, że na amatorstwie wygrał z nim wszystkie walki. Dziś na zawodowym boksie też Pan wygra?

Na dzisiaj na pewno Maciej sprawiłby dla mnie dużo większe problemy jak na amatorstwie. Bo na amatorstwie to można powiedzieć, że ogrywałem go do jednej bramki. Na zawodowstwie sparowaliśmy. Widać, że te wyjazdy do USA, jak teraz do Australii wniosły bardzo dużo dla jego techniki, dla jego umiejętności. Zrobił ogromne postępy. Fajnie, że ma takie możliwości. Sam gdybym miał takie możliwości, jeździłbym i wyjeżdżał. Nie spisuję się obecnie na straty w walce z Maćkiem. Myślę nawet o takiej walce, ale muszę nabrać jeszcze doświadczenia na zawodowstwie. Mam dopiero 14 walk, on ma 9 walk więcej. Jest dłużej na zawodowstwie ode mnie.

Sulęcki celuje obecnie w Billy Joe Saundersa. Pan kogo ma swoim celowniku z czołówki wagi średniej?

Maciej jest obecnie 8. w wadze średniej. On już jest na takim poziomie, że może mierzyć w takie nazwiska jak Saunders. Dla mnie jeszcze brakuje jednak kilku walk, żeby móc celować w takie nazwiska z czołówki. Na razie wiem gdzie jest moje miejsce.

W Boxrec.com w wadze średniej jest Pan 21., Curtis Stevens 20. Dobra propozycja? Marketingowo na pewno doskonała.

Oczywiście, że bym się podjął takiej walki. Tylko trzeba by wyjechać do Stanów, bo wątpię, że któryś z organizatorów gal bokserskich w Polsce podjąłby się takiego wyzwania i ściągnąłby go do Polski.

Będzie Pan kontynuował treningi za granicą?

Na razie zostaję w Warszawie z Fiodorem Łapinem. To jest mój trener i z nim chcę tylko trenować. Jeśli byłaby możliwość, że wyjedziemy z Fiodorem i będziemy trenować za granicą, to oczywiście.

To dobre rozwiązanie, że jest Pan jednym z wielu zawodników Fiodora Łapina? Norbert Dąbrowski narzekał, że jest kolejnym zawodnikiem Andrzeja Gmitruka, zrezygnował i wyszedł na tym dobrze. 5 walk w tym roku i teraz super walka z Eleiderem Alvarezem.

Andrzej Gmitruk nigdy nie był moim trenerem i nie wiem jakie podejście miał do kilku trenowanych przez siebie zawodników. Ale Fiodor Łapin radzi sobie. Fajnie to wszystko łączy i ustala, że ja jako zawodnik naprawdę nie odczuwam, żebym był niedoceniany. Krzysztof Głowacki przygotowywał się do gali z Usykiem, a ja nie czułem się wtedy wcale gorszy, pomijany przez trenera Łapina. Tak dobrze wszystko ustalał, że 100 proc. czasu mógł poświęcić na treningu dla mnie.

Jak obserwuję Pana styl to wydaje mi się, że funkcjonuje jak dobrze naoliwiony walec, który systematycznie z rundy na rundę gniecie przeciwników, przytłacza ciosami i wyniszcza.

Zgadzam się. Ale teraz z trenerem Łapinem pracujemy nad tym, aby pojedynczym ciosem przewracać zawodników. Łapin mając mnie na tarczy mówi, że cholernie mocne mam te ręce i zastanawiał się dlaczego nie przewracam zawodników. Doszedł do wniosku, że po prostu nie mam pozycji. Że jeśli robię akcję z dwóch trzech ciosów, to źle stabilizuję na nogach. Pracujemy więc nad tym, aby poprawiać pozycję nóg. I wtedy dopiero będą bomby.

Brakuje właśnie tej kropki na i, czyli nokautu. Ludzie to kochają w zawodowym boksie.

Otóż to. Kibice to lubią. Staram się. Naprawdę staram się to poprawić. Chociaż wiem, że im bardziej będę myślał o nokaucie, to tym bardziej się zepnę w sobie i to nie wyjdzie. Spinając się będą zadawał bardziej widoczne ciosy, a muszę z luzu bić. Skupiamy się więc – nie na poprawie siły ciosy, bo siła jest – ale na pracy nóg.

Ma Pan gdzieś tam z tyłu głowy problem tylko 2 walk zakończonych przed czasem?

Nie. Najważniejsza jest wygrana. Czy ktoś będzie pamiętał, że ja wygrałem z tym czy z tym przed czasem czy nie? Tego się nie pamięta. Ważna jest wygrana. Nokautując sprawiam tak naprawdę przyjemność dla kibiców i dlatego właśnie ciężko trenuję by to poprawić. Ale to nie ważne czy wygram przed czasem, przez KO, TKO, kontuzję – liczy się wygrana. To jest najważniejsze. Czy Polsce wygrywając z Niemcami mimo wszystko, że miała mniej sytuacji strzeleckich pamięta się, że Niemcy były jednak drużyną lepszą? Nie. Liczy się wynik. Poszedł w świat i wszystko.

Zawsze przykładał Pan wagę do muskulatury. Czasem można było odnieść wrażenie, że przeszkadza jednak i spowalniała w walkach.

Bez przesady. Nie wyglądam jak kulturysta. Po prostu ważąc 80 kg zrzucam do 72 kg. Do walki z Jackiewiczem zrobiłem 9 kg. Chyba samo z siebie tak wyszło, że byłem tak wyżyłowany. Jak teraz współpracuję z Pawłem Gasserem z grupy KP Promotions to on mówi: – Tobie Kamil już wystarczy siły. Twierdzi też, że genetycznie łatwo mi przybrać masy mięśniowej. Mój ojciec był niedźwiedź szeroki, może mam to po nim? Tak więc mięśnie mnie nie spowalniają. Choć na pewno trzeba przed walką dużo więcej poświęcić dynamice. Analizowaliśmy walkę z Oumą razem z Fiodorem Łapinem i nie byłem zadowolony właśnie z dynamiki. Za dużą uwagę przywiązywałem do ilości ciosów, a nie do ich jakości.

Tomasza Babiloński, Kamil Szeremta i Andrzej WasilewskiOstatnio zawodnicy narzekają na swoich promotorów, że nie mają walk.

Ja może nie narzekam, ale jestem trochę zirytowany tym wszystkim. Bo 2 walki w roku to jest naprawdę mało. Mam nadzieję, że tego 10 grudnia jednak wystąpię, bo na jakimś tam poziomie treningowym jestem. Ale nie wiem co robić. Czy eksploatować ten organizm, zajeżdżając się do walki, której ma nie być? Fajnie, że Tomasz Babiloński opisał walki Michała Cieślaka na rok 2017. Ja też bym chciał mieć taki plan, żeby wiedzieć jak się przygotowywać. Jak to poustalać. A nie wszystko na hura.

Dariusz Sęk po gali w Łomiankach swoją słabą i poniżej oczekiwań postawę w ringu wyjaśniał małą częstotliwością walk. Takie tłumaczenia są uzasadnione?

Na pewno tak. Wracając do Roberta Talarka. On przecież robi progres swoich umiejętności poprzez doświadczenie i częste wyjazdy. Walczy 5-6 razy w roku. Nawet z przegranej wynosi korzyści i kolejne doświadczenia. Na pewno boksując raz w roku, to nie będzie chleba z tej mąki. Trzeba toczyć przynajmniej 3-4 walki, żeby być w ruchu. Na sparingach jest dużo lepiej niż w walce. Nie pokazałem jeszcze w 100 proc. na co mnie stać walcząc 2 razy w roku. Ja naprawdę nie byłem w pełni zadowolony z żadnej walki jaką stoczyłem na zawodowstwie. Nie chwaląc siebie, stać mnie na dużo więcej.

Co Pan sądzi o boksie kobiet? Profanacja pięściarstwa czy takie określenia to tylko męski stereotyp?

Może to nie chodzi o profanację. Tak jak nie lubię oglądać MMA tak samo jest z boksem kobiet. Moim zdaniem są inne sporty dla nich. Ale skoro już dziewczyny podjęły się czy Brodnicka czy Piątkowska czy Sidorenko tego boksu, to niech walczą. Jednak nie lubię tego oglądać. Nie jestem za tym, żeby kobiety się biły. To jak chłop w balecie. Dobrze to nie wygląda.

Pomijając pasy i tytuły. Brodnicka, Piątkowska i Sidorenko – kto jest boksersko najlepszy z tej trójki na Pana oko?

Sidorenko technicznie na pewno najfajniej dla mnie boksuje, dobrze porusza się na nogach. Choć tak samo jak ja nie wydłuża serii ciosów. Bije ciosy pojedyncze, podwójne, potrójne maksymalnie i później odchodzi do tyłu. To jest mankament, ale do poprawienia. Jeśli chodzi o technikę to ogólnie Sidorenko.

„Wam ufam i dla Was żyję” – na ciele ma Pan wytatuowaną taką sentencję. To o bliskich?

O mojej żonie, mojej rodzinie, przyjaciołach.

A jak Pan łączy teraz boks zawodowy z małżeństwem i obowiązkami rodzinnymi? Coś się zmieniło po ślubie?

Ciężki chleb. Żona wie, że postawiliśmy wszystko na jedną kartę i muszę jeździć do Warszawy, żeby się rozwijać. Chcąc osiągnąć w boksie szczyty, to muszę jednak się poświęcić. Charakter kształtuje się w ciężkich warunkach, i takie mam teraz na pewno. Czasem trzeba wyjść poza strefę komfortu, żeby coś osiągnąć. Ja wychodzę i mam nadzieję, że mi się uda. Zrobię wszystko, żeby osiągnąć ten sukces. Żona to rozumie, nie ma nic przeciwko. Wyjeżdżam zawsze z Białegostoku wczesnym rankiem w poniedziałek i jestem na 9.00 w Warszawie. O godz. 11.00 już mam trening. W piątek po rannym treningu wyjeżdżam. Jak przyjeżdżam do Białegostoku to żona strasznie się cieszy.

Jaki będzie rok 2017 r. dla Pana?

Mam nadzieję, że dużo lepszy jak 2016 r., stoczę więcej walk i w końcu dostanę jakąś szansę pokazania się i wygrania na arenie międzynarodowej, na wyjeździe z dobrym nazwiskiem. Żeby kibice byli zadowoleni ze mnie i z tego nad czym pracujemy z trenerem Łapinem. Czyli żeby ten boks był bardziej efektywny i co za tym idzie, żeby nokautować. Tak jak powtarzam – siła jest. Tylko tej małej kropki nad i brakuje.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski
fot. ringblog.pl

Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. RingBlog
    14 listopada 2016

    Ups! Faktycznie, literówka. Już poprawiłem. Dzięki! 🙂 Co do Kamila. Zgadza się. Skomplikowana sytuacja jak na razie. PS. Bardzo miły i wesoły człowiek. Wie czego chce.

  2. Jakub
    14 listopada 2016

    W rekordzie Talarka jest mały błąd. Walka Szeremety z Szymańskim na chwilę obecną nie ma sensu. Nikomu nic nie da…Sulecki inna półka, więc chyba trzeba pieniędzy szukać za granicą. Ciężki orzech do zgryzienia dla promotorów.

Brak możliwości komentowania.