Boks dla kibiców

2 października gala Rocky Boxing Night z ciekawą kartą i nieoczywistymi zestawieniami. Warto, żeby promotorzy szli właśnie taką drogą, bo bumobicie nikogo już nie interesuje i jest szkodliwe dla boksu.

Ciekawa karta nam się szykuje na Rocky Boxing Night 2 października. Nie dlatego, że są tam nazwiska ze światowego czy nawet europejskiego topu, ale dla kibica boksu walki są tak zestawione, że mamy w nich w miarę kilka równych i ciekawych pojedynków, a momentami nawet bardzo odważnych i biznesowo ryzykowanych dla promotora.

Cieszy też fakt, że na miesiąc przed galą jest gotowa cała karta. Wiadomo, kto z kim walczy, jaka jest historia zawodników, jest czas na promocję gali, budowanie wizerunku pięściarzy, opowiadanie ich historii.

I o to chodzi.

Tymczasem coraz częściej standardem jest karta w której tylko jeden pojedynek jest w miarę interesujący, reszta do bólu przewidywalna łącznie z walką wieczoru, a do tego karta zapełnia się dopiero w ostatnim tygodniu jak z jakiejś łapanki pod sklepem.

Dodając jeszcze fakt, że nie wiadomo dlaczego karta jest wpisywana w boxrec dzień przed galą – to wszystko wygląda nie na bokserskie święto transmitowane w ogólnopolskiej telewizji, ale jak jakiś tajemniczy prywatny sparing białych kołnierzyków po pracy, w zamkniętym gymie. Nikt nic nie wie, nie ma jak sprawdzić i jak nie podzwonisz na miasto – to nic się nie dowiesz. A jak domagasz się wydawałoby się oczywistych informacji, to usłyszysz, że „nie znasz się na biznesie” i „sam se galę zorganizuj” jak jesteś taki mądry.

Powtórzmy więc jeszcze raz – nie sprzedaje się już bumobicie i nie porywają już wykreowani kolejni bohaterowie lokalnego podwórka, tzw. kotletobijcy.

Taki model biznesowy nabijania rekordów i sprzedawania go w eliminatorach lub titleshotach jest oczywiście opłacalny dla promotorów, ale ma krótką perspektywę dla boksu zawodowego jako całości. Najlepszy przykład to Niemcy i to co zostało z ich boksu profi, gdzie m.in. produkcja mistrzów, naciągane werdykty czy jawne oszustwa ringowe spowodowały dziś tam wielką posuchę.

Kiedyś kibice piłkarscy mieli hasło „Piłka nożna dla kibiców”. Dziś możemy śmiało mieć podobne swoje i głośno wołać: „Boks dla kibiców”. Oczekujemy jak najwięcej równych zestawień, nieprzewidywalnych wyników walk, pełnych odpowiednio wcześniej podanych kart.

Truizm, oczywista sprawa, głos wołającego na puszczy? Pewnie tak. Ale trzeba wrócić do podstaw i upominać się o przestrzeganie minimum zasad. Tylko tak można przyciągnąć do naszej pięknej dyscypliny nowych kibiców i sprzedawać bilety czy PPV.

Drodzy promotorzy, idźcie właśnie tą drogą!

Ireneusz Fryszkowski

Opublikowane przez: