Nikodem Jeżewski: jestem gotowy na czołówkę swojej kategorii

Nikodem Jeżewski (18-0-1, 9 KO) o narodzeniu syna, walce 2 października i polskiej wadze junior ciężkiej.

Ireneusz Fryszkowski: Na początku gratulacje z okazji narodzin syna i tradycyjne pytanie do bokserów – świeżo upieczonych ojców. Będzie pan teraz bił mocniej?

Nikodem Jeżewski: Dziękuję. Po pierwszej wywiadówce na pewno będę bił mocniej. Oczywiście żartuję… (śmiech). Na poważnie to moje życie zmieniło się o 180 stopni. Ale uważam, że taka zmiana akurat wyjdzie mi tylko na dobre, ponieważ w moim życiu było kilka różnych zawirowań. Długo wyczekiwałem maleństwa, które na dziś stało się moim priorytetem.

Jak pojawienie się dziecka będzie wpływało na pana treningi i przygotowania?

Na razie na samym początku nie jest łatwo, ponieważ małe dziecko wymaga sporej opieki obojga rodziców i czasami nie jestem w stanie zaplanować sobie konkretną godzinę treningową. Ale daję z siebie teraz 110 procent na treningach, a przygotowania do walki na 2 października przebiegają w pełnym skupieniu. Są momenty, że na treningu brakuje mi czasem siły, ale wtedy maluszek w moim sercu dodaje mi otuchy i dla niego teraz to wszystko robią. Jest teraz numerem 1 w mojej głowie.

Żona teraz nie dzwoni do pana na trening i mówi, że „musisz szybko wracać, bo trzeba z małym do lekarza jechać, po pieluchy albo do apteki po lekarstwa”?

Są to oczywiście sprawy, które teraz wymagają z mojej strony trochę więcej opieki, niż tylko wykąpanie czy przygotowanie dziecka do snu. Ale wydaje mi się, że dajemy z żoną razem radę i wychodzi nam to bardzo dobrze. Przede wszystkim myślę, że trzeba się uzupełniać. Z drugiej strony żona ma świadomość tego, że boks to nie jest tylko moje hobby, ale moja praca i całe moje życie. Jest wyrozumiałość ze strony rodziny, że ja pracuję też na rodzinę, a nie tylko na siebie.

Jak wyglądały treningi w czasie koronawirusa i zamknięcia klubów sportowych? Czuje pan, że czegoś może brakowało przez ten czas czy może był to dobry okres np. do regeneracji?

Trzeba pamiętać, że koronawirus wydarzył się na całym świecie, a nie tylko w Polsce. Nie tylko spotkało to Jeżewskiego, ale wszystkich innych zawodników. Na pewno miałem sporo czasu na różne przemyślenie, poprawę błędów, na ciężkie treningi. A jedyne czego mi brakowało to oczywiście walk. Cały czas uważam się za młodego zawodnika, bo mam 29 lat i mógłbym walczyć co miesiąc.

Co może pan powiedzieć o swoim przeciwniku na 2 października. Czech Marek Prochazka (9-2-1, 5 KO) jest takim rywalem na przeczekanie koronawirusa, podtrzymanie aktywności, rozgrzewką do walki o pas EBU-EU w grudniu?

Historia tej walki jest dość prosta. Dostałem dwa nazwiska. Tylko jego walki były dostępne w Internecie, więc jego wzięliśmy. A co do wyboru i jakości przeciwnika – to jest pytanie do promotora. Ja oczywiście chciałbym o wiele bardziej poważniejszego, bo czuję, że jestem gotowy na czołówkę swojej kategorii. Po to codziennie trenuję i się rozwijam, żeby iść do przodu, a nie do tyłu. Jednak z drugiej strony urodziło mi się dziecko, wróciłem do starego trenera Rafała Kałużnego i tą walką chciałbym też wrócić na pewne tory. Kolejna sprawa to ukrócone finanse ze względu na pandemię, więc nie może być kolorowo, jeśli chodzi o przeciwników. Mimo tego, nie można nikogo lekceważyć. I ja tego nie robię.

Dlaczego zrezygnował pan z trenerów z Radomia – Adama Jabłońskiego i Rafała Wojdy? Względy logistyczne po narodzeniu dziecka?

Od początku było to logistycznie ciężkie rozwiązanie związane z finansami, z koniecznością wyjechania na pół roku i zostawienia rodziny bez gwarancji czy będą pieniądze z walk czy nie. Na swojej drodze spotykałem różnych trenerów. Od każdego coś tam wyciągnąłem i wszystkich pozdrawiam serdecznie. Jednak uważam, że na drodze Jeżewskiego nie było nigdy innego trenera, który by mnie pobudził w ringu czy podczas treningu bardziej niż Rafał Kałużny. Ostatecznie więc najważniejsze jest to, żeby dograć się trenerem. Bo każdy trener może wystawić tarczę, każdy może powiedzieć swoje uwagi, ale jednak oddziaływanie chemiczne na linii zawodnik-trener, trener-zawodnik jest najważniejsze. Uważam, że to u nas działa. A z jakim skutkiem? Dowiemy się tego już w październiku i w kolejnych walkach.

W 2020 r. nie walczył pan jeszcze. Z czego utrzymywał się pan przez ten okres? Sponsorzy?

Tak. Trzeba pamiętać, że boks zawodowy oparty jest na ludziach przychylnych i wierzących w nas sportowców, czyli sponsorach. Aczkolwiek jestem osobą dorosłą z głową na karku i pamiętałem, żeby mieć odłożone kilka groszy w skarpecie. Są różne sytuacje w życiu i nikt nie spodziewał się, że w tydzień narobi się takie bagno jakie się narobiło na całym świecie. Zabezpieczenie finansowe jest bardzo ważne, dlatego wcześniej zarobione pieniądze odkładałem. Nie jestem milionerem, ale potrafię dobrze prosperować swoimi interesami i pieniędzmi, chociaż nie ukrywam, że najważniejszym źródłem dochodu są dla mnie zarobki związane z boksem. Tak więc dobrze by było, żeby wszystko wróciło na swoje dobre tory, co się wiąże z walkami i pracą dla nas pięściarzy.

Jak wygląda sprawa walki o pas EBU-EU w grudniu?

Na dziś nie wypowiadałbym się o tej walce. Procent możliwości jej realizacji spada z dnia na dzień, dlatego że już trzeci raz są zawirowania związane z jej terminem. Już nawet nie chodzi o to, że zostałem dziwnie potraktowany w związku z dziwnym niedostarczeniem przez pocztę papierów do EBU na przetarg. Skończyło się jak się skończyło, ale ile razy można przygotowywać się pod jedną walkę, inwestować czas, pieniądze i wszystko? Tak więc, kto wie czy ta walka w ogóle dojdzie do skutku. W głowie mam teraz 2 października i jeśli ta walka odbędzie się, to będę – poprzez osoby mające kontakt z Eddie Hearnem – domagał się walki o pełnoprawny pas EBU zwakowany przez Lawrence’a Okolie. Obecnie status pretendenta do tego pasa ma Tommy McCarthy. Nie mam żadnego problemu, ani przeszkód, żeby z nim walczyć. Mogę zmierzyć się z nim na gali w Anglii.

Myśli pan, że to jest realne w sytuacji gdy mówi, że na jesień będzie druga fala koronawirusa? Galę w październiku może uda się zrobić, ale w grudniu może być już ciężko.

Może tak być. Ale w Anglii wiedzą jak robić gale bokserskie w tej sytuacji, jak się zabezpieczać od strony prawnej i organizacyjnej. Tam są takie zasoby finansowe, żeby dalej w spokoju organizować walki. Trzeba tylko trenować i być dobrej myśli.

Jak ocenia pan swoją pozycję w wadze cruiser w Polsce po ostatnich walkach naszych pięściarzy w tej kategorii?

Nie mam kompleksów – bo nigdy ich nie miałem – mierzyć się z każdym z naszych polskich cruiserów. Nie będę mówił o jakimś konkretnym miejscu, ale oceniam siebie jako czołówkę. Wydaje mi się, że zawsze pokazywałem, że nie boję się walczyć i podejmuję rękawice czy do walk dochodziło czy nie. A i sam potrafiłem zapraszać kogoś do ringowego tańca. Pandemia pokazała też, że dużo łatwiej zrobić walkę polsko-polską niż ściągać za duże pieniądze zagranicznych zawodników, którzy nie wiadomo czy przyjechali walczyć czy się przewracać. Co by nie mówić mamy silną kategorię cruiser, dobrych zawodników i można każdego z nas obsadzić w mocnych walkach na świecie.

Nikodem Jeżewski i Ireneusz Fryszkowski w Kościerzynie podczas wywiadu

Spróbowałby pan ocenić ostatni występ Adama Balskiego?

Nie. Nie pokuszę się o to, ponieważ jak często mówię – ocenę walk pozostawiam ekspertom i sztabowi trenerskiemu. Jako pięściarz wiem, że walka często nie wychodzi tak jak powinna. W Adamie pewni ludzie pokładają bardzo duże nadzieje, a to czy one się spełnią czy nie, pokaże tylko czas. Nasza walka miała być i ja byłem bardzo chętny. Ktoś jednak podpowiedział mu, żeby tej walki nie robić. Z mojej strony była też propozycja walki z Krzysztofem Włodarczykiem, ale tydzień po niej okazało się, że ma operację barku. Gdybym wiedział, że ma zaplanowaną operację nigdy bym mu propozycji walki nie złożył przez szacunek do niego jak byłego mistrza świata. Można u nas by pokusić się o miniturniej cruiser na naszym podwórku, ale wszystko rozchodzi się o pieniądze.

A epizod Artura Szpilki w cruiser też bez komentarza?

Ciężko powiedzieć. Muszę się zastanowić jak dobrze to ująć… Uważam, że jest bardzo dużo zawodników typu Artur Szpilka, którzy są niszczeni przez środowisko bokserskie i nazywani przyszłymi mistrzami świata, nadziejami, albo polskimi Tysonami, itd. Ja zawsze starałem się uciekać od tego i nie prowokowałem swoją osobą ludzi w Internecie. Charakteryzuję się tym, że interesuje mnie tylko ciężka praca na treningach i w ringu. Nie robiłbym tak, że w jednej walce przeskoczyłbym do kategorii 81 kg, później 91 kg, opowiadał jakieś historie, że tu będę mistrzem, a tam wicemistrzem czy kimś innym. Ja też ważę na normalnym dniu i roztrenowaniu 103-104 kg i nikogo to nie interesuje czy ja zrobię tę wagę czy nie. Po prostu robię ją tyle lat i nikt o tym w mediach nie pisze, nikt tym się nie podnieca. To jest dla mnie normalna praca i normalne poświęcenie. Robię wagę i idę się bić. Daję się z siebie wszystko i nie staram się błyszczeć w Internecie kratą na brzuchu czy fajną fryzurą.

Chciałbym pan zawalczyć z Siergiejem Radczenką? Wszyscy cruiserzy z nim walczyli i mieli problemy, poza Cieślakiem i Masternakiem.

Michał Cieślak jest przede wszystkim innym zawodnikiem opierającym swoją walkę na sile i tą siłą go przełamał. Sparując z Mateuszem Masternakiem i walcząc z Michałem uważam, że są to bardzo silni mężczyźni. Wcześniej nie spotykałem wśród Polaków potrafiących tak silnie bić i przepychać się w ringu jak oni. A wracając do pytania – uważam, że moja walka z Radczenką nie ma najmniejszego sensu. Nie mam żadnych kompleksów, ale jaki jest jej sens? Wolałbym innych zawodników wyżej, których proponowałem swojemu promotorowi. Mam nadzieję, że niedługo zostaną ściągnięci do Polski. Już nie mówię o top 10, ale choćby z top 30-40.

Na pewno obserwuje pan wojny promotorów w mediach społecznościowych. Myśli pan, że jest to nieodłączny element boksu zawodowego jako biznesu czy jednak zjawisko złe i psujące boks?

Na pewno nie jest to dobra sytuacja. To niszczy boks, tym bardziej, że nie wygląda on dziś zaciekawie. Nie dolewałbym tu oliwy do ognia i robił otwarte bitwy na Twitterze i innych portalach. Słabe jest to, że jeśli wystąpisz w telewizji X, to nie zawalczysz w telewizji Y i odwrotnie. Bo możemy tworzyć naprawdę dobre pojedynki polsko-polskie i nie tylko, bo czasem jeden promotor ma lepsze możliwości niż drugi, ale jest to wszystko blokowane. Wygląda to tak, że czasami jest więcej wojny poza ringiem, niż  ringu. A im więcej gównoburz w Internecie, tym później mniej dzieje się w ringu. Później jak pytasz się kogoś co pamięta z boksu, to wymienia, że ktoś na gali został opluty, a nie jak wyglądała walka wieczoru. 

Ostatnie pytanie. Typ na walkę Głowacki – Okolie?

Bardzo lubię boks Krzysztofa Głowackiego, bo jest bardzo dojrzały. Życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję, że pas na jego biodrach zawiśnie. Ale jeśli stawiać va banque, to postawiłbym jednak na Okolie ze względu na brzydki styl, na to że walka jest u niego i na to, że Głowacki jest po ciężkim nokaucie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski

Opublikowane przez: