Aneta Rygielska: Igrzyska Olimpijskie to moje wielkie marzenie

Aneta Rygielska – wicemistrzyni Europy o treningach w czasach koronawirusa, narodowej kadrze kobiet i pięściarkach zawodowych.

Ireneusz Fryszkowski: Wróciła pani z przerwanych kwalifikacji olimpijskich w Londynie. Pierwsze pytanie jak się pani czuje czy jest zdrowa oraz czy koleżanki i koledzy z kadry również są zdrowi?

Bardzo dobrze się czuję i jestem zdrowa. Inni również. Mamy stały kontakt ze sobą i nikt nie jest chory. Każdy teraz przechodzi kwarantannę w domu.

Do kiedy?

Trwa do 1 kwietnia, więc jeszcze ostatnie dni przed nami.

Co pięściarka robi w czasie kwarantanny?

Sprzątam, oglądam filmy, czytam, nadrabiam zaległości związane ze studiami. Krzątam się po domu i trochę gotuję.

A sportowo? Jakieś zajęcia typowo bokserskie?

Robię to co mogę w takich warunkach robić, czyli walka z cieniem. Do tego akurat nic nie jest potrzebne. Mam też ciężarki, różnego rodzaju gumy oporowe, liny, więc również mogę to wykorzystać. Robię np. trening tabaty, gdzie tak naprawdę nic nie jest mi potrzebne. Mam też orbitrek, więc jeśli chodzi o kardio to też nie mam z tym problemu. I tak sobie radzę, na tyle ile mogę.

Plus 200 pompek w ramach wyzwania, które publicznie rzuciła trenerka kadry Karolina Michalczuk, czyli #pompkizkadrąboksu?

Zgadza się. Pompki cały czas. 200 lub nawet ponad. Robię je sobie w treningu między seriami jak również między treningami.

A jak taka przerwa wygląda od strony skutków finansowych? Wielu bokserów prowadzi np. płatne treningi i straciło klientów. Stracili też drobniejszych sponsorów, którzy muszą zawieszać działalność lub kończyć biznes w czasie pandemii.

Ja akurat nie pracuję jako trener, więc nie mam z tym na szczęście problemu. Cały czas jesteśmy poza miastem, w którym żyjemy na co dzień, więc nawet nie mam możliwości, żeby takie treningi prowadzić. Jeżeli chodzi o sponsorów to jako kadra narodowa cały czas utrzymujemy się ze stypendium, więc na razie nie odczułam tego kryzysu. Chociaż również mam sponsorów indywidualnych i jeżeli tak sytuacja będzie wyglądała, to również będą musiała się o to bać.

Są różne przewidywania ile pandemia koronawirusa może potrwać, a z tym izolacja i możliwości pełnego treningu bokserskiego. Jak to może odbić się na formie?

Myślałam właśnie o tym ostatnio, żeby zamówić jakiś sprzęt do domu i urozmaicić domowe treningi. Bardzo żałuję, że siłownie są zamknięte, bo to by się jednak bardzo przydało. Ale bardzo się cieszę, że już kończy mi się kwarantanna i będę mogła wyjść do lasu i chociaż pobiegać. W ogóle takie treningi na świeżym powietrzu na pewno dają dużo więcej niż w domu i człowiek zdecydowanie lepiej się po nich czuje.

Gdy kwarantanna minie, ale zalecany okres izolacji od skupisk ludzkich będzie obowiązywał, ma pani trenera z którym we dwójkę można ćwiczyć? Bokserzy już teraz zamieszczają takie filmy, że ćwiczą indywidualnie ze swoim trenerem.

Oczywiście. Mam trenera, który na co dzień ze mną trenuje i opiekuje się mną. Mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie i będziemy mogli się spotykać, jak tylko wyjdę z domu.

Obserwując kadrę żeńską można powiedzieć, że wasza grupa skonsolidowała się wokół trenerki Karoliny Michalczuk. Jak wygląda atmosfera w kadrze kobiet?

Myślę, że w porządku. Dogadujemy się z dziewczynami i nie ma jakiś tam większych zgrzytów. Wiadomo, że jak przebywamy razem na zgrupowaniu, a one się przedłużają, bo dochodzą jakieś zawody – to jak to kobiety, małe zgrzyty czasem są. Ale staramy się na bieżąco wszystko sobie wyjaśniać, bo wiemy, że musimy ze sobą przeżyć, więc wszystko obracamy w żart i działamy dalej. Każda ma jeden cel i wzajemnie się wspieramy. Gdy jedna z nas walczy dziewczyny dopingują i to jest bardzo mobilizujące.

Ostatnio macie większe sukcesy niż kadra męska.

Mogłabym powiedzieć, że rywalizacja w kadrze męskiej jest większa, chociaż u nas też jest bardzo wysoka, ten poziom wzrósł i jest ogromny. Jesteśmy w czołówce kobiecego boksu bo przywozimy medale z Mistrzostw Europy czy Igrzysk Europejskich. Oczywiście, trzymam bardzo mocno kciuki za chłopaków, bo oni są tego warci, żeby również zdobywać medale i również mocno trenują. To nie jest tak, że oni czegoś nie robią czy odpuszczają. Po prostu, czegoś im tam jeszcze brakuje, ale mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, to wszystko się naprawi.

Krytycy boksu kobiet mówią jednak, że łatwiej jest wam osiągnąć sukces, bo jest niższy poziom rywalek. Drugi argument jest taki, że jest po prostu mniej zawodniczek, więc szybciej można wejść na wyższy szczebel drabinki turniejowej i zdobyć medal.

Nie mogę się z tym zgodzić. Weźmy pod uwagę chociażby te kwalifikacje w Londynie, gdzie ja muszę stoczyć pięć walk, a są zawodnicy, którzy muszą stoczyć cztery walki żeby dojść najwyżej. Więc już tutaj jest rozbieżność i nie jest to prawda. W turniejach olimpijskich startuje bardzo dużo zawodniczek porównywalnie do ilości mężczyzn. A jeżeli chodzi o poziom, to ciężko jest porównać boks kobiet do boksu mężczyzn. My nigdy nie będziemy na tyle silne, na tyle mocne jak mężczyźni. To jak my możemy zajść wysoko w porównaniu do innych zawodniczek, jest równomierne do tego co może zdobyć nasza kadra męska w porównaniu do innych męskich kadr. Takie porównywania boksu kobiet i mężczyzn nie mają więc totalnie sensu. Mężczyźni zawsze byli lepsi w sporcie. W każdym nie tylko w boksie. Mimo tego uważam, że prezentujemy wysoki poziom i niejeden chłopak mógłby się zdziwić.

Kiedy dokończenie turnieju kwalifikacyjnego, coś wiadomo?

Nie mamy jeszcze takiej informacji. Czekamy na nią z niecierpliwością.

W 1/8 ma pani spotkać się z Kelly Harrington – mistrzynią świata z 2018 r., z którą pani przegrała ostatnio na turnieju Strandja w Bułgarii. Na papierze to ona jest faworytką.

Teoretycznie oczywiście tak. Oglądałam naszą ostatnią walkę kilka razy i była moim zdaniem bardzo wyrównana. Zresztą, na turnieju w Bułgarii bardzo wiele osób, trenerów z innych ekip oraz zawodniczek podchodziło do mnie i mówiło, że powinnam wygrać tę walkę. Ale była na tyle wyrównana, że przy starciu z mistrzynią świata, werdykt musiał po prostu iść w jej stronę. Teraz jak się z nią spotkam, to mam nadzieję, że nie zrobię tak wyrównanej walki, a wszystko pójdzie dobrym torem i to ja będę zwyciężczynią.

Jeśli wygra pani, to kolejne schody. Prawdopodobnie Maiva Hamadouche – najlepsza zawodowa pięściarka wagi super piórkowej, mocno bijąca z 75 proc. nokautów.

Kolejne schody, ale akurat też z nią już walczyłam kilka miesięcy temu. Poza tym ostatnio kadra Francji była u nas na zgrupowaniu w Wałczu. Karolina Michalczuk powiedziała, że w sparingu z nią poszło mi bardzo dobrze i raczej nie mam co jej się obawiać. To jest zawodniczka, która idzie cały czas do przodu i chce trafić mocnym ciosem, żeby znokautować. Ale jeśli puszcza się ją na boki i bardzo dobrze chodzi się na nogach, to ona nie może dojść i nie może pokazać tego co potrafi i w czym jest najlepsza. Więc na pewno taka będzie taktyka na nią. Ile razy z nią sparowałam czy gdzieś widziałam, to ona zawsze boksuje tak samo, więc nie spodziewam się czegoś innego. Skupia się na jednej rzeczy. Jeśli to się wyeliminuje, można z nią wygrać.

Panuje też taka opinia, że pięściarki boksu olimpijskiego prezentują lepszy poziom niż te zawodowe. W Londynie Delfine Persoon przegrała w pierwszej walce. To samo Ivana Habazin, która nie tak dawno walczyła na ringach zawodowych z Claressą Shields.

Jeśli mielibyśmy porównać najwyższy poziom w boksie olimpijskim, a zawodowym to tak. Chociaż jakiś czas temu do boksu zawodowego przeszła chociażby Katie Taylor, która osiągnęła wiele sukcesów w boksie olimpijskim, a teraz wiedzie prym w boksie zawodowym. Ciężko byłoby którejś z zawodniczek boksu olimpijskiego wygrać dziś z Katie, ale walka stałaby na pewno na bardzo wysokim poziomie. Zwycięstwo nie musiałoby też skończyć się dla Taylor, ale na pewno taka walka musiałby ciekawie wyglądać.

A czuje się pani lepsza od pięściarek zawodowych w Polsce z okolic pani wagi czyli Ewy Brodnickiej czy Saszy Sidorenko?

Ciężko mi powiedzieć. Nigdy nie miałam z nimi okazji walczyć. To jest generalnie inny boks moim zdaniem. One boksują więcej rund, my boksujemy całkiem inaczej. Może na przełomie trzech rund byłabym w stanie z nimi wygrać, może na przełomie 10 rund one miałyby nade mną przewagę. Nie mam pojęcia, bo nigdy do takiej konfrontacji nie doszło i na pewno póki co na to się nie zanosi, bo nie zakładam na razie przejścia na zawodowstwo…

…to miało być ostatnie pytanie. Nie ma takich planów?

Nie wiem czy kiedykolwiek przejdę. Na pewno nie przed Igrzyskami Olimpijskimi w 2021 r., przed kolejnymi również nie. Wszystko zależy od tego jak mi pójdzie teraz, ale Igrzyska to jest moje wielkie marzenie i będę starała zrealizować się w boksie olimpijskim. Nie wiem co będzie później, bo teraz wszystko nagle zmienia się na dniach, a co dopiero na przełomie lat. Zobaczymy.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski

Aneta Rygielska
Aneta Rygielska, 24 lata, 3-krotna mistrzyni Polski (2017-2019), brązowa medalistka Igrzysk Europejskich w Baku (2015), wicemistrzyni Europy (2019)

fot. Archiwum Anety Rygielskiej

Opublikowane przez: