Herbatka z Cynamonem Kenny’eGGGo Baylessa

Epicka walka niczym powrót ojca po wypłacie do domu. Saul Alvarez vs Giennadij Gołowkin!

Marvin Hagler, Sugar Ray Leonard, Thomas Hearns, Roberto Durán, Carlson Monzón, Chris Eubank, James Toney, Roy Jones Jr., Felix Trinidad, czy Bernard Hopkins. Lista pełna wielu wybitnych pięściarzy, w większości członków Międzynarodowej Galerii Sław, którzy w swojej zawodowej karierze dzierżyli tytuł mistrza kategorii średniej.

Wielkie wojny, krew, pot, łzy, sińce, zagryzione z bólu zęby. Kiedy wyżej wymienieni wojownicy wchodzili do ringu i zaczynali swoją robotę, tłum wył z zachwytu, wiedząc, że będzie świadkiem czegoś wyjątkowego. Kibice byli pewni, że ich bohaterzy zrobią wszystko, by zapisać się złotymi zgłoskami na kartach historii światowego pięściarstwa, nawet kosztem zdrowia, czy życia.

Muszę przyznać, że większości wyżej wymienionych wielkich tego sportu nie było mi dane oglądać w akcji na żywo, z dumą jednak będę powtarzał swoim dzieciakom i wnukom, że byłem świadkiem co najmniej kilku walk stulecia, a według Oskara De La Hoyi, ta która zbliża się wielkimi krokami, tak wyczekiwana zresztą przez kibiców pięściarstwa, też taką ma właśnie być.

Ze swojej strony mogę tylko przyklasnąć, choć mówiąc szczerze, spowszedniały mi już trochę te wszystkie największe gale dziesięciolecia, stulecia, czy nawet tysiąclecia organizowane z pompą co dwa, czy trzy lata w różnych świątyniach próżności. Spauperyzowały się podejściem do sportowych wyzwań obecnych posiadaczy pasów niegdyś tak czczone przez fanów określenia jak czempion, czy mistrz.

Liczy się przede wszystkim szmal i zupełnie inaczej niż kiedyś pojmowany prestiż. Pasek z diamentami, czy koralikami, choć pięknej sztuki efekt, ma o wiele większe znaczenie, niż to, z kim się o niego bijesz. Kilkadziesiąt lat temu coś trudnego do pomyślenia, dziś tak powszechne, że tylko garść prawdziwych kibiców i pasjonatów wie, że w większości wspomnianych walk stulecia ktoś ich nabija w przysłowiową butelkę, do tego pełną płynu wprost z urynału, okraszonego dla niepoznaki garścią konfetti.

Dosyć jednak tych gorzkich żali. Nie czas to na płacz. Nadzieja, jak mawiają, umiera ostatnia i chyba w tym przypadku powiedzenie to ma głębszy sens, bo nie często się zdarza, że mamy do czynienia z takimi walkami jak ta, której świadkami będziemy 16 września. Wyczekiwana jak „kilometrówki” w kasie sejmowej. Brutalna jak dzwonek w szkole 1 września. Epicka niczym powrót ojca po wypłacie do domu. Saul Alvarez vs Giennadij Gołowkin. Klasyk w kategorii średniej na miarę naszych czasów.

Waleczny Kazach nigdy nie ukrywał, że jego największym marzeniem jest unifikacja wszystkich pasów w limicie do 160 funtów. Ponad dwa lata temu, kiedy mierzyli się ze sobą Miguel Cotto i Saul Alvarez, zwycięzca tej hitowej potyczki miał w kolejnym swoim występie wyjść do GGG i bronić trofeum federacji WBC. Jak to wyglądało później, każdy wie. Giennadij dostał pas na tacy, ale rudzielcowi już nie odpuścił.

Mijały dni, miesiące. W tym czasie objętość Morza Kaspijskiego nadal się kurczyła. Niestety tak już ma to największe jezioro świata, że traci sporo wody. Mimo wszystko dzielny jesiotr nie daje za wygraną i produkuje ikry co niemiara. Ponad 95% całej światowej produkcji kawioru pochodzi właśnie stąd. Może to jest właśnie ta recepta na sukces Giennadija Gołowkina? A może to mięso z nerpy kaspijskiej daje mu tego „pałera”? To już pozostanie chyba jego słodką tajemnicą.

Faktem jest jednak to, że takiej forsy i takiego prestiżu, jak w walce z Meksykaninem, do której w końcu po wielu bólach doszło, Kazach nie zdobyłby na dzisiaj nigdzie indziej. Złota kura Oskara to prawdziwa instytucja, mozolnie budowana od lat i dopieszczana na każdym etapie kariery. To produkt najwyższej jakości, z grafikiem rozpisanym do przodu na kilka lat. Niczym Temida obóz Saula trzyma wagę, na szalach której znajdują się plusy i minusy każdego kolejnego posunięcia.

Alvarez w walce z Kirklandem

Jeśli tym razem wspomniany team zdecydował się w końcu wyjść do GGG, to coś musi być na rzeczy. Być może Alvarez, jak wilk w mrocznym lesie, poczuł krew i tropiąc ślady, dotarł tu, gdzie jest obecnie?

My wiemy jednak, że Giennadij to równie przebiegła bestia, tym niebezpieczniejsza, że i inteligentna i zabójcza jednocześnie, a przy tym precyzyjna niczym stara, dobrze naoliwiona maszyna do szycia Singera. Zero zbędnych ruchów. Zapędza swoje ofiary do narożnika, niczym najlepszy baca owce do zagrody na Podhalu. Za psa robią jego betonowe piąchy.

Giennadij Gołowkin w ringu

Czy możemy liczyć, że w sobotnią noc będziemy świadkami starcia dwóch tytanów? Wielu twierdzi, że Meksykanin nie ma czego szukać z Gołowkinem i zostanie zdmuchnięty z ringu. Inni powiedzą zapewne, że postawa Kazacha w ostatnich walkach wskazuje na to, że ten powoli się wypala i pojedynek potrwać może cały dystans, a wtedy wujek w pończoszkach zatroszczy się już o wynik.

Są też i tacy, którzy skłonni są postawić kilka zielonych na to, że od dłuższego już czasu obóz GGG „urabiał” Alvareza słabszą postawą w ringu, by ten zgodził się na nadchodzące świniobicie. Fakty są takie, że w 400 kinach w USA ludziska obejrzą walkę, jakiej domagali się od dłuższego czasu. Szacunek za to dla obu pięściarzy się należy, bo będzie to dobry spektakl. Tego jestem pewien.

Oskar De La Hoya stwierdził ostatnio, że wspomniana walka będzie czymś tak epickim, jak starcie Marvina Haglera z Thomasem Hearnsem. Z pewnością życzyliby sobie tego fani boksu. Owszem, obaj panowie mają rzeczywiście czym przyłożyć i to jest fakt, tylko czy Alvarez ma czego szukać w bezpośredniej wymianie ciosów z Gołowkinem? Czy rzuci się na niego z takim poświęceniem jak polski emeryt na bagietkę z przeceny? Czy może liczy na to, że na jego twardym czerepie Kazach złamie rękę, tak jak to zrobił „Kobra”?

Walka Hagler - Hearns

Gołowkin jest faworytem tego starcia. „No doubt about it”, jak śpiewał Errol Brown z Hot Chocolate. Słowa Mayweathera Sr. sugerującego łatwą wygraną „Cynamona” należy traktować z przymrużeniem oka. Jeśli zabójczym lewym prostym Kazach przełamał twardego i dzielnego Lemieux, a potem pokonał na punkty świetnego technicznie i lotnego Jacobsa, którego praca nóg to „Pieta watykańska” Michała Anioła w porównaniu z tym, co prezentuje w tej materii „Cynamon”, to przy całym szacunku, tylko trzecia osoba w ringu może tu pokrzyżować szyki.

Sergiej Kowaliow to dobry przyjaciel Giennadija Gołowkina. Obaj często trenowali razem i sparowali ze sobą. Czy to, co spotkało Rosjanina w ostatnim czasie, może przydarzyć się również i jego koledze? Jeszcze do niedawna obaj panowie wzbudzali strach i panikę. Obecnie Siergiej jest na zakręcie po kontrowersyjnych porażkach z Wardem. Zastanawiam się, jak swoją robotę wykona w tę sobotę sędzia ringowy Kenny Bayless, punktowi bowiem zapewne będą czekać tylko na pełny dystans, a wtedy… Wiadomo, kura złote jaja musi znosić jak najdłużej.

Bokserzy dekady

Mimo wszystko trzymam mocno kciuki za to, żebyśmy byli świadkami wyjątkowego pojedynku, takiego na miarę starych, dobrych czasów. Walki, która nawiąże do pięknych czasów The Fabulous Four. W końcu Champions live forever!

Oddajmy zatem cześć starym mistrzom i liczmy jednocześnie na to, że kolejni, ci młodsi, dopiszą złotym zgłoskami kolejne wersy tej pięknej historii, pełnej porażek, zwycięstw, dramatów i sukcesów. Historii pisanej przez zwykłych ludzi, którzy dokonali rzeczy niezwykłych. Hail, boxing!

Lechu

 

Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. 16 września 2017

    Dokładnie tak Lechu ! czekamy na walkę tak epicką, jak powrót ojca po wypłacie haha 😀 ja też już miałem dość tych „walk stulecia” ale ostatnio AJ vs Kliczko, to była walka na miarę powrotu ojca z kasą i też tutaj liczę na zajebistą walkę. Stawiam i kibicuje GGG i co ważne walka będzie na Polsat Sport. Ukłony dla Pana Kmity. Czeka nas piękna noc (jakkolwiek to brzmi !) Pozdro

    • Lechu
      16 września 2017

      Również pozdrawiam i życzę Tobie, sobie i wszystkim kibicom boksu prawdziwego widowiska. Niech to będzie wspaniała walka, którą zapamiętamy na długo.

Brak możliwości komentowania.