Profesjonaliści czy amatorzy? O dopingu Wawrzyka

Andrzej Wawrzyk złapany na dopingu tuż przed walką o mistrzostwo świata. Taka wiadomość ścięła z nóg każdego. Prawdopodobnie niedozwolony środek znajdował się w odżywkach boksera. 

Sytuacja wydawałaby się nielogiczna. Ogromna szansa sportowa na prestiżowy pas mistrza świata WBC, duże pieniądze do zarobienia i dobrowolne zgłoszenie się do programu antydopingowego VADA kazały wierzyć, że to nie może się zdarzyć. A jednak.

W moczu Wawrzyka wykryto stanozolol. Wszystkie marzenia Andrzeja i nadzieje kibiców prysły jak bańka mydlana. I gdyby nawet faktycznie wyszło, że to wina niesprawdzonych amerykańskich odżywek, którymi handlował i które spożywał Wawrzyk, to niesmak zmarnowanej szansy pozostanie długo i w Polsce i za granicą.

W całej tej aferze zastanawia jeden fakt. Jeśli wersja z odżywkami uprawdopodobni się i okaże się, że bokser doping wziął nieświadomie, a winstrolu, czyli popularnego koksu zawierającego stanozolol, nie załatwił sobie u kolegi – osiedlowego kulturysty, to i tak nie stawia to w pozytywnych świetle samego Andrzeja Wawrzyka, jego grupy zawodowej i organizacji boksu zawodowego w Polsce.

Wizerunek profesjonalnej grupy Knockout Promotions zostanie bowiem mocno nadszarpnięty. Po pierwsze, że pozwala przyjmować swoim bokserom niesprawdzone odżywki, a po drugie, że nie bada pięściarzy na obecność niedozwolonych środków we własnym finansowym interesie przed kluczowymi walkami. Nie oszukujmy się. Dziś Andrzej Wasilewski musi rwać włosy z głowy jak wielkie pieniędze stracił na mistrzowskiej walce, która się nie odbędzie.

Wiadomo, że nie można bokserów trzymać za rączkę i chodzić z nimi do toalety, ale w umowie promotorskiej można zawrzeć odpowiednią klauzulę z karami umownymi czego bokserowi nie wolno robić.

Zasady takie stosowane są w przypadku piłkarzy. Robert Lewandowski ma np. zakaz uprawiania sportów niebezpiecznych – jazdy na nartach czy motorze. Jest zbyt kluczowym zawodnikiem dla Bayernu by narażał drużynę na swoją niedyspozycję. A Andrzej Wawrzyk dla grupy KP? Jeśli wystawia się go do walki o mistrzostwo świata – jakbyśmy nie oceniali jego szanse – musi również być kluczowy.

Rozumiem, że wszyscy w grupie KP znają się do lat jak łyse konie, ufają i wierzą sobie. Ale gdy chodzi o najwyższą stawkę i o duże pieniądze proponuję przyjąć zasadę: „Kochajmy się jak bracia, a liczmy się jak Żydzi” i bezwzględnie ją egzekwować dla dobra każdego.

Mamy dopiero styczeń i już trzech bohaterów w dwóch aferach dopingowych. Wcześniej doping wykryto u Michała Cieślaka i Nikodema Jeżewskiego. Do tego Artur Szpilka – nadzieja polskich kibiców w wadze ciężkiej i gwarant zawsze dużych emocji nie walczy 25 lutego. Honoru polskiego boksu zawodowego w USA w bardzo ciężkiej walce z Dominiciem Breazeale’em broni więc Izu Ugonoh.

Aż nie chcę myśleć co będzie się działo w głowach polskich kibiców, jeśli Izu przegra, a dodatkowo tego samego dnia w Szczecinie trenujący boks już hobbystycznie i czyszczący na co dzień zbiorniki z wodą Mike Mollo znokautuje ponownie Krzysztofa Zimnocha.

Dzisiaj na pewno nie mamy powodów do optymizmu, ale obraz dramatu może znacznie się powiększyć.

Ireneusz Fryszkowski

fot. ringblog.pl

Opublikowane przez:

3 komentarze

  1. STefan
    27 stycznia 2017

    dlatego trzeba inwestować w młodych i perspektywicznych – szeremeta, kuliński, kownacki. Te stare konie już nam pokazały co potrafią….

  2. KUBA
    26 stycznia 2017

    Za suplementacje i odzywki odpowiedzialny jest trener od przygotowania fizycznego. Daje wolą rękę zawodnikom i nie wie co oni zażywają?Co to za problem w XXI wieku sprawdzić skład?Taka linia obrony jaka została przyjęta jest bardzo słaba!

    • RingBlog
      27 stycznia 2017

      Paradoksalnie tak może być właśnie. Nam się wydaje, że to tak wszystko ładnie wygląda jak w TV, a rzeczywistość czy poziom organizacji od zaplecza może być całkiem inny.

Brak możliwości komentowania.