Damian Wrzesiński (18-1-2, 5 KO) o walce z Sergio Puente (28-9, 12 KO), promocji boksu, najbliższych celach sportowych i zwieńczeniu kariery.
Co pan wie o rywalu?
Rywal z mekki boksu – Meksyku. Ma dobry rekord i większość wygranych. Ostatnio jego passa może nie była najlepsza, ale nie przygrywał z jakimiś mistrzami podwórka tylko z dobrymi zawodnikami. Nawet te dwie walki z mistrzami świata pokazały, że radził sobie dobrze. Jest wszechstronny – boksuje z odwrotnej pozycji i normalnej, atakuje i kontruje. Bardzo mnie to cieszy, bo motywuje do tego, żeby wejść jeszcze na wyższy poziom boksowania.
Nie obawia się pan jednak, że Sergio Puente nie będzie prezentował już tej formy, bo walki z mistrzami świata były dawno. Z Fernando Montielem w 2014 r., a Miguelem Bercheltem w 2015 r.
Nastawiam się na jego najlepszą formę. Jak będę myślał czy on wyjdzie z kulawą nogą czy z jedną ręką, to w ten sposób nie będę robił postępów. Liczę na jego najlepszą wersją i przy niej chcę się jak najlepiej zaprezentować. Nie mogę myśleć, że on jest już gorszy czy słabszy niż kiedyś. Przykładów takiego lekceważenia jest ostatnio wiele, chociażby mały grubasek Andy Ruiz Jr. wygrał przed czasem z Anthonym Joshuą. Musimy też wiedzieć, że mimo porażek on jest na 23. miejscu na 360 aktywnych zawodników w Meksyku w tej wadze. To nie jest byle jaki zawodnik.
Kto walczy w głównej walce wieczoru? Pan czy Ewa Brodnicka? Nie ma nigdzie jednoznacznej informacji o tym.
Moi znajomi i moi kibicie traktują to jako główną walkę wieczoru, bo to jest teraz dla mnie najważniejsza walka. Więc to czy ja wyjdę na końcu gali czy Ewa nie ma dla mnie znaczenia.
Tego samego dnia, o tej samej porze jest konkurencja gala boksu Knockout Promotions. Wyjaśni pan kibicom dlaczego mają oglądać Wrzesińskiego, a nie Szpilkę?
To jest kwestia kibiców, kto kogo chce oglądać. Ja znam swoją wartość sportową i poza sportową, taką na co dzień. Jak widać ostatnio w mediach społecznościowych angażuję się w Drużynę Szpiku, zaczęliśmy też współpracować z Domem Dziecka. Dobrze się w tym czuję i nie muszę przed walką pajacować i w taki sposób przekonywać do siebie kibiców. Szpilka jest taki jaki jest i działa w inny sposób. To od kibiców zależy tak naprawdę kogo oni chcą oglądać.
To prawda. Ma pan wizerunek pięściarza z klasą. Nie korci jednak czasem krzyknąć w relacji na Facebooku czy Instagramie, np. „Syrowatka, idę po ciebie!” wywołać burzę, napędzić jeszcze większe zainteresowanie?
Jeśli chodzi o tego typu zagrania to bardziej myślę i planuję je w stosunku do aktualnego mistrza Europy Francesco Patery (23-3, 8 KO) z Belgii. W Polsce, Michał Syrowatka kompletnie mnie nie interesuje. On jest w super lekkiej, a ja w lekkiej. W super lekkiej walczyłem z Michałem Chudeckim i przez to później spadłem w rankingach mimo wygranej. W ogóle, jeśli chodzi o zawodników z Polski już pokazałem, że jestem najlepszy w Polsce, a moim celem jest teraz mistrzostwo Europy i bardziej w tym kierunku chciałbym iść.
Myśli pan czasem o rewanżu z Jeanem Bauwensem – jedynym z którym pan przegrał? To jest w ogóle możliwe?
Cały czas o tym myślałem i przypominałem mojemu promotorowi, że fajnie byłoby zorganizować taką walkę, ale nie byli zainteresowani rewanżem. Szczerze powiem, że chyba wybiłem mu boks z głowy, bo te 10 rund, które ze mną stoczył, to była jedna z gorszych jego walk. Przyjął dużo ciężkich ciosów i odebrałem mu chęci do poważnego boksowania.
Czyli po tej walce nie pozostaje nic innego jak podbój Europy, a może i bokserskiego świata. Ma pan 32 lata, dobry rekord i nie ma na co czekać.
Dlatego o tym mówię. Najpierw mistrzostwo Europy, a może najpierw mistrzostwo Unii Europejskiej, bo na pewno jest bardziej prestiżowe niż pas międzynarodowego mistrza Polski. Nie ukrywam, że ta ostatnia promocja i wizyta na stadionie Lecha Poznań to plan budowania publiczności dla mojej dalszej kariery. Marzeniem jest teraz walka o mistrzostwo Europy, ale może jej zwieńczeniem byłaby walka o mistrzostwo świata na stadionie Lecha? Na razie przede wszystkim jednak muszę wygrywać walki.
Pracuje pan zawodowo w szkole jako nauczyciel, udziela się charytatywnie, intensywnie promuje się w mediach i zajmuje się jeszcze swoimi dziećmi i rodziną. Skąd na to wszystko brać czas?
Z rodziną i dziećmi już jest trochę ciężej ze względu na przygotowania i treningi, ale kiedy mogę to staram się to nadrobić, bo nie poświęcam im tyle czasu ile bym chciał. Założyłem sobie, że przez 2-3 lata chcę jeszcze postawić wszystko na sportową kartę i zrealizować swoje cele. Nie jest łatwo, ale takie jest życie. Jedni pracują po 12 godzin na budowie, a ja postawiłem na sport i chcę się w boksie zawodowym zrealizować. Przy okazji pracuję w szkole i mam wiele działań charytatywnych, które też są pewną pracą marketingową.
Jak udało się panu zorganizować poparcie Peji, Katarzyny Bujakiewicza, Donia. To pana dobrzy znajomi?
Jestem ambasadorem Drużyny Szpiku, a w niej jest wiele osób ze świata filmu, sportu, muzyki. Tam złapałem kontakt, bo robimy razem wiele akcji charytatywnych. To inicjatywa mojej żony Natalii, żeby zaangażować ich w promocję mojej walki.
Jest pan wymieniany obok Michała Cieślaka wśród zawodników, którzy zrobili największy progres w ciągu ostatnich lat stosunku do tego co widzieliśmy np. dwa lata temu z Markiem Laskowskim. Jak do tego doszło?
Wszystko zaczęło się od przygotowań do walki z Michałem Chudeckim. Padła propozycja, że szukają rywala dla Michała na gali Mateusza Borka, a ja zawsze chciałem walczyć na gali MB Promotions. Na krótko przed nią nawiązałem współpracę z Mariuszem Koperskim z Szamotuły Boxing Team. To mój były kolega klubowy, który tam prowadzi szkółkę bokserską, a jego młodzież robi duże postępy zdobywając medale mistrzostw Polski. Żona też mnie namawiała, żeby z nim współpracował, bo w swojej karierze zmieniałem trenerów jak rękawiczki i nawet już zastanawiałem się nad jej zakończeniem. Ale postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz. I akurat idealnie wkomponowaliśmy się razem z trenerem Koperskim. Ja słynąłem zawsze bardziej z przygotowania fizycznego, a trener poprawił moją technikę, obronę i pracę nóg. Cały czas to doskonalimy i uczę się czegoś nowego. W sobotę chciałbym pokazać właśnie nowe elementy, które spowodują, że walka będzie widowiskowa.
Z internetowych sond wychodzi jednak, że większość kibiców wybierze w sobotę oglądanie gali Knockout Promotions. Dlaczego mimo tego powinni jednak przełączyć na pana walkę albo oglądać na dwóch monitorach, jak czynią to często najbardziej zagorzali fani boksu?
Gwarantuję, że robię postęp z walki na walkę, żeby w ringu dawać za każdym razem coraz lepszy występ. Wierzę, że teraz będzie jeszcze lepszy niż moja ostatnia dobra walka z Argentyńczykiem i pokażę nowe elementy w moim boksie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski
fot. ringblog.pl