Mariusz Wach: może zobaczycie mnie jeszcze w walce o mistrzostwo świata

– Na pewno jestem o wiele dojrzalszym zawodnikiem niż byłem te 6-7 lat temu, gdy wchodziłem do ringu z Kliczko – mówi Mariusz Wach (33-4, 17 KO) przed walką z Martinem Bakole (11-1, 8 KO).

Ireneusz Fryszkowski: Szykuje się dobra walka. Pan ma nóż na gardle, a Martin Bakole też jeśli chce coś znaczyć. Tak pan odbiera wagę tego pojedynku dla każdego z was?

Mariusz Wach: Ja do każdego pojedynku podchodzę naprawdę bardzo poważnie i solidnie się przygotowuję. Również ten jak wszystkie jest ważny. Musze wyjść, zrobić swoje i zejść wygranym.

W jakim elemencie Bakole może być groźny?

W pierwszych rundach może być niebezpieczny jak będzie miał jeszcze siłę. Wydaje mi się, że jest zawodnikiem silnym i dynamicznym. Ale przez trzy, cztery rundy. Później gdzieś ta jego energia i dynamika opada.

Czyli zintensyfikuje pan swój boks w drugiej połowie pojedynku?

Chcę wyjść skoncentrowany i nie przegrać tych pierwszych rund. Wyjść, wyboksować go na początku, zmęczyć i w drugiej połowie zastopować.

Znokautować? W walce z Arturem Szpilką zabrakło takiej właśnie kropki nad i w końcówce. Stąd chyba była taka, a nie inna decyzja sędziów?

Tak. Dokładnie. Każdy widział ten pojedynek. Tutaj też nie będę chciał zostawić decyzji w rękach sędziów. Będę chciał rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść, żeby sędziowie nie mieli żadnej wątpliwości po końcowym gongu.

A jest taka szansa, że skradniecie show tego wieczoru? Prawie każda walka na tej karcie jest elektryzująca.

Waga ciężka rządzi się jednak swoimi prawami, a przecież kibice przychodzą też oglądać wagę ciężką, wiec nasz pojedynek również będzie emocjonujący. Nie ukrywam, że skradnięcie show pozytywnie wpłynęłoby na tę galę.

Portal statystyczny boxrec.com w swojej popularnej funkcji what if daje panu 90 proc. szans na wygraną, a Bakole 10. Takie matematyczne wyliczenia mają sens?

Nigdy do cyferek nie przywiązywałem jakiejś wagi. Cyferki w ringu nie walczą, tam się liczy jak ktoś się przygotował do pojedynku, sama predyspozycja w danym dniu, adrenalina, kontuzje czy nic nie boli czy dobrze spałeś – to wszystko ma znaczenie. Jedna chwila nieuwagi, ułamek za późno jakaś reakcja i walka może wyglądać fatalnie dla jednego czy drugiego zawodnika. Jakby było tak jak boxrec wskazuje, to te pojedynki byłyby niepotrzebne. Wchodzisz na tę stronę, robisz przeliczenia i dochodzisz do wniosku – po co taki pojedynek jak Wach – Bakole? Przecież wiadomo z góry kto wygra. Jednak po to razem trenujemy, żeby wyjść i jeden drugiemu sprawić niespodziankę. To samo dotyczy walki o mistrzostwo świata. Gdy ja wchodziłem do Władimira Kliczko to pewnie było 99 do 1 proc. Ale przecież zawodnik, który jest na straconej pozycji wierzy w siebie i chce zrobić niespodziankę. Te porównania są potrzebne tylko dla was, dziennikarzy, a sami zawodnicy inaczej na to patrzą.

Stawką jest pas międzynarodowego mistrza Polski wagi ciężkiej. To ważny pas czy nie?

Nawet nie wiedziałem, że o taki pas będziemy walczyć… (śmiech). Na pewno dla samych zawodników ważny. Każdy zdobyty pas cieszy. Niektórzy robią podśmiechujki, że to są paski do spodni i mogę się z tym zgodzić. Ale gdzieś tam później za 15-20 lat ten pas znajdzie się na półeczce, przyjdą goście i będziesz miał czym się pochwalić, że walczyłeś 10 rund o międzynarodowego mistrza Polski. Dla niektórych może to być pas życia czy szczyt marzeń, bo nie każdy może mieć możliwość walki o niego. Trzeba poświęcić trochę czasu i zdrowia, żeby o taki pas móc walczyć. Dla mnie taka stawka tej walki to pozytywny zastrzyk energii.

A współpraca z Mateuszem Borkiem dotyczy tylko tego występu na gali MB Promotions czy macie dżentelmeńską umowę na kolejne walki?

Nie było na razie żadnej rozmowy na ten temat. Mamy umowę tylko na tę galę, która odbędzie się za parę dni.

Zakładamy, że pan wygrywa. Na co jeszcze stać już 40-letniego Mariusza Wacha w wadze ciężkiej?

Teraz naprawdę świetnie się czuję. Dobrze się prowadzę, dobrze wykonuję swoją pracę na sali treningowej, rzetelnie i solidnie. Po to trenuję, żeby dobić się do najwyższych celów. Zaraz pewnie padnie pytanie o walkę o mistrzostwo świata… Ja wiem, że do takiej walki trzeba jeszcze stoczyć parę walk, pokonać naprawdę znaczących zawodników i może zobaczycie mnie jeszcze w walce o mistrzostwo świata. Na pewno jestem o wiele dojrzalszym zawodnikiem niż byłem te 6-7 lat temu, gdy wchodziłem do ringu z Kliczko. Od tego momentu wiele się zmieniło. Wiele pozytywnych treningów zrobiłem, wiele doświadczenia jeszcze nabrałem. Nie takie historie pisało życie. Byli zawodnicy, którzy mieli ponad 40 lat, dostawali szanse na walki o mistrzostwo świata i je wykorzystywali.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski

fot. ringblog.pl

Opublikowane przez: