Albert Sosnowski: czuję się dobrze jako trener

Albert Sosnowski – były zawodowy mistrz Europy o szkoleniu młodzieży, polskich trenerach, boksie olimpijskim i powrocie na ring.

Ireneusz Fryszkowski: Na obozie Landowski Boxing w Rozewiu wystąpił pan jako trener. Jak pan się czuje w tej roli?

Albert Sosnowski: Kolejny etap życia. Koniec kariery bokserskiej, odchodzę w stylu nie w takim jakim trochę bym chciał, ale niestety młodszy nie będę, pewnego etapu procesu treningowego też nie przeskoczę, nie mam teamu, który by się mną opiekował.

Więc uznałem, że z moim doświadczeniem z moją praktyką zawodniczą i jeżdżeniem po całym świecie warto byłoby coś otworzyć swojego. Poza tym jestem autorytetem dla młodzieży i dzieci, potrafię łatwo nawiązywać z nimi kontakt, ludzie mnie lubią i szanują. Stwierdziłem więc, że akurat zajęcie się trenowaniem boksu będzie dobrym wyborem.

Na warszawskiej Legii prowadzi pan własną inicjatywę Dragon Boxing Team.

Tak. Marzy mi się rozwinięcie Dragon Boxing Team. Jest to długa droga, wymagająco dużo cierpliwości, dużo ciężkiej pracy, aktualizowania swojej wiedzy trenerskiej i przyswajania nowych rzeczy, które powstają w pięściarstwie.

Zdaję sobie sprawę, że na najwyższym poziomie profesjonalnym sam nie mógłbym działać. Musiałbym mieć trenera od przygotowania fizycznego, psychologa, itd. Natomiast ja skupiałbym się na robieniu technik bokserskich, prowadzeniu zajęć pięściarskich, korzystaniu z różnych sparingpartnerów z innych grup i jeżdżeniu na walki.

Czuje się w tym dobrze, odnajduję się i na pewno chcę to kontynuować. Jest to następny etap mojego życia.

Trenuje pan grupę zawodniczą czy to jest także boks rekreacyjny?

Grupa zawodnicza. Młodzi chłopcy i dziewczęta w wieku 17-19 lat na etapie koniec kadeta – początek juniora. I głównie na nich się skupiam. Są oczywiście też grupy komercyjne, ale to jest tylko dodatek dla klubu.

Jako trener ma pan jakieś sukcesy – zdobyte medale, wyróżnienia na zawodach regionalnych czy ogólnopolskich?

Moim marzeniem teraz jest wyćwiczenie młodego zawodnika, który będzie osiągał wyniki na arenach polskich i zawodowych i będzie regularnie startował w zawodach. Dopiero startujemy. Grupa rozpoczęła się od mojej decyzji, że rozpocznę karierę trenera. Mieliśmy drobne starty, ale głównie w okręgu mazowieckim. Chcemy teraz startować już regularnie.

Pomaga mi Michał Prusak, który w klubie bokserskim Legia działa ze mną. Liczymy, że wspólnymi siłami, wspólną pracą i pomysłami na tych ludzi będziemy coraz częściej jeździć na zawody i mieć satysfakcję, że zdobywają medale na arenach krajowych, a kto wie czy nie na międzynarodowych.

Na obozie ze swoją grupą wykonywał pan dodatkowe ćwiczenia poza ogólnym programem. Czy to były jakieś szczególne techniki z pana repertuaru?

Tak, oczywiście. Każdy trener ma wizję na swojego zawodnika. Poza tym boks to jest sport indywidualny. Każdy zawodnik czego innego potrzebuje. Na treningach indywidualnych staram się dobierać elementy treningowe czy techniki, które dobrze wychodzą zawodnikowi. Miałem okazję trochę czasu już ich poznać.

Wiadomo, jest część ogólna, którą wspólnie robi się na treningach i warto tego się nauczyć, ale boks to nie jest sport drużynowy i każdy trening powinien być inny, bo każdy ma inne potrzeby. Dlatego kładę nacisk na pewne techniki, które zawodnikowi wychodzą lepiej i szlifujemy je, żeby były dopracowane do perfekcji. Stąd pojawiły się te dodatkowe zajęcia. Dzięki temu pomiędzy mną, a moją grupą powstaje więź psychologiczna, czujemy się razem fajnie w swoim towarzystwie, dobrze nam się trenuje i skupiamy się na tym, żeby doskonalić warsztat.

Mam coraz większą satysfakcję, bo patrząc jak oni sobie radzą na tle innych grup, to wygląda to coraz lepiej. Dzięki temu ja też czuję się zadowolony, że treningi które prowadzę idą jednak w innym dobrym kierunku.

Jako trener doszkala się pan lub ma takie plany? Wyjazdy do USA lub Wielkiej Brytanii – żeby podpatrywać najlepszych trenerów?

Cały czas jestem otwarty na wiedzę i chcę ją aktualizować. Chcę jeździć do gymów angielskich, niemieckich, rosyjskich czy ukraińskich na jakieś dodatkowe zajęcia, podpatrywać treningi, nagrywać, porozmawiać, odbyć warsztaty.

Poza tym jeśli już ktoś ma jakąś wiedzę tak jak ja, to wiele wiedzy można znaleźć w mediach społecznościowych, np. oglądając walki. Potrafię odszukać w nich pewne elementy, które pasują mi, skoncentrować się na nich, dodać swoją wiedzę i później starać się wprowadzić je w swój trening.

Jeśli będzie możliwość ukończenia dodatkowych kursów pięściarskich z dobrym trenerem, też jestem jak najbardziej otwarty i nie zamykam się na to, że wszystko sam wiem najlepiej.

Pracuje pan z młodzieżą. Czy dzisiejsza młodzież różni się podejściem do treningu, dyscypliną od tej kiedy pan zaczynał przygodę z boksem?

Nie. Wydaje mi się, że młodzież jest taka sama. Tak samo jak wtedy tak i dzisiaj podejmuję własną decyzję o rozpoczęciu treningów bokserskich. Akurat moja grupa próbowała różnych sportów walki, ale po rozmowie ze mną wybrali boks. Wiemy, że ta droga do sukcesu w boksie jest bardzo długa, ale znajdują się wybitne jednostki.

Dla mnie najważniejsze jest to jak widzę dwie, trzy osoby oraz ich poświęcenie i zaangażowanie. Ja nie potrzebuję 10 osób – wystarczy, że mam dwie. Wierzę w tych chłopaków i nakręcam ich do mocniejszej pracy. Staram się przekazać im moją wizję walki i treningu. Cieszę się, że jest wielu chętnych, że młodzież garnie się do boksu i widzi w tym swoją przyszłość.

Rodzice dalej mają opory przed zapisywaniem swoich dzieci na boks?

W takim wieku rodzice mają bardzo duży wpływ na to co ich dziecko ma robić. A boks to jest jednak sport bardzo trudny i wiąże się z przyjmowaniem ciosów. Więc lęk rodziców jest jak najbardziej zrozumiały. Mam jednak dobre relacje z rodzicami, którzy mi zaufali, że boks nie jest tak do końca niebezpieczny i zapewnienie, że ich dzieci będą sumiennie trenować, będą się poświęcać i przykładać.

Ja jako trener, a jednocześnie wychowawca staram się wprowadzać też lekcje wychowawcze, mówić co jest najważniejsze, na czym polega boks, jak powinno się podchodzić do treningu, jak powinno podchodzić się do życia poza treningowego. Mówię im z czym to się wiąże, z jakim poświęceniem i oddaniem, jeżeli ktoś liczy na największe laury.

Padło pytanie o młodzież, bo obserwujemy obecnie kryzys w boksie olimpijskim w Polsce. Jaka jest tego przyczyna?

Powiem szczerze, że nie znam od środka spraw związanych z boksem olimpijskim, gdzie faktycznie nie ma sukcesów, brakuje młodych talentów, gdzie młodzi rezygnują z walk w boksie olimpijskim i starają się podpisać kontrakt zawodowy.

Nie chcę się o tym wypowiadać, bo nie znam dobrze tego problemu. Liczę jednak, że polski boks olimpijski stanie na nogi, znajdą się sponsorzy, którzy dofinansują młodzież, która może nawiązać do dawnych sukcesów polskiego droga. Natomiast trzeba znowu powiedzieć, że to jest bardzo trudna droga. Ona zaczyna się do różnych poziomów. Wiele czynników o tym decyduje.

Gdy mówimy o boksie olimpijskim często pada zarzut, że mamy słabych trenerów. Mit czy prawda?

Pierwsze pytanie – co rozumiemy przez pojęcie „dobry trener”? To jest temat rzeka. Każdy trener ma swoją teorię i sposób pracy, swoich ludzi, jednym podoba się jego warsztat, innym nie.

To jest temat bardzo złożony, bo trener nie wyjdzie za zawodnika do walki. Jeżeli zawodnik się nie przygotuje i nie traktuje tego poważnie lub nie ma zrozumienia z trenerem to powinien mu to przekazać i może poszukać wsparcia trenera klubowego. Jeżeli zawodnik jest uniwersalny i trener jest uniwersalny to mogą zaprosić innego trenera, porozmawiać, wskazać błędy, zalety, techniki, itd.

Nie określiłbym tego problemu jako „dobry czy zły trener”. Może raczej mało doświadczony, który nie walczył na dużych zawodach, nie wie jak podejść do każdego zawodnika, nie wie na czym się skupić, bazuje na takich szkolnych wyuczonych rzeczach, które nie do końca przekładają się na rzeczywistą walkę. Być może trenerzy są mało otwarci na zawodnika, na rozmowę z nim, na uaktualnianiu swojej wiedzy trenerskiej.

Nie obserwuje pan jednak takiej tendencji wśród trenerów, że wolą trenować boks komercyjnie niż trenować zawodników boksu olimpijskiego, dokładając do tego własne pieniądze, czas i użerając się z działaczami związkowymi? To jest problem czy marginalna sprawa?

Na pewno jest to problem. Każdy pracuje, żeby zarabiać pieniądze i być szczęśliwym, a przy takiej tendencji teraz, że każdy chce ćwiczyć i spalić tłuszcz, zdobyć pewność siebie, odstresować się, poprawić motorykę – to boks jest takim sportem, który idealnie wpisuje się w ten zdrowy styl życia i coraz więcej powstaje małych klubów czy wielkich fitnessów z treningiem bokserskim.

Tam właśnie są zapraszani trenerzy, którzy w ogóle nie mają pojęcia o boksie. Taki trener, który ma wiedzę, pojęcie i doświadczenie może czuć się trochę zdziwiony, że taka osoba, która nie ma wiedzy i prowadzi boks dla koneserów zaczyna jeździć lepszym samochodem, zarabia większe pieniądze, bo jest to bardziej opłacalne.

Więc tutaj wszystko rozbija się o chęć poświęcenia czasu. Nie o zarabianie pieniędzy. Tylko o pasję i oddanie sprawie. Można to połączyć, rozłożyć sobie w czasie. Ale faktycznie tak jest. Nie ma nowego narybka, chętnych zawodników, którzy chcieliby kontynuować karierę olimpijską przez m.in. działaczy, przez to jak działa całe to środowisko boksu olimpijskiego. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie, gdzie na zawodach z góry już wiadomo kto ma przejść dalej, że faktycznie musi być super talentem i super wyćwiczonym zawodnikiem, żeby osiągnąć w tym boksie sukces bez pomocy działacza.

Myślę jednak, że ludzie chętni z pasją dla których pieniądz nie gra roli mogą podnieść ten sport, mogą otoczyć się fajną grupą, stworzyć dobre warunki przy współpracy z trenerami klubowymi. Żeby pokazać, że jesteśmy jedną rodziną i można zrobić fajny wynik, znaleźć wspólny język, pomyśleć o dodatkowych planach, turniejach, wyjazdach, poszukać sponsorów wspólnymi siłami. I wtedy będzie szansa odbudować ten polski boks.

Ireneusz Fryszkowski i Albert Sosnowski
Autor wywiadu z Albertem Sosnowskim na obozie Landowski Boxing, fot. ringblog.pl

W Rozewiu na obozie Landowski Boxing ćwiczył 18-letni Oskar Kapczyński, który zaczyna karierę zawodową. Co by pan mu radził – tak z perspektywy własnego doświadczenia -, żeby dobrze wykorzystał ten czas. Ale nie od strony sportowej tylko od biznesowej. Żeby finansowo i życiowo się zabezpieczył?

Przede wszystkim ważna jest tutaj rola rodziców. Jeżeli ma dobry język z rodzicami, a ojciec podsuwa mu pomysły na biznes, które może zrobić, zarobić pieniądze i nie ogląda się na kolegów, jest skupiony na treningu. Ważny też jest dobry promotor, który mu doradzi jak zabezpieczyć pieniądze, jeśli zawodnik ma lekką rękę do ich wydawania.

Oczywiście jest to kwestia indywidualna. Ale wydaje mi się, że ważne jest otoczenie się dobrymi ludźmi, którzy są mądrzy i wiedzą jak inwestować pieniądze, chcą dobrze dla tego młodego chłopaka i potrafią tymi pieniędzmi zarządzać uczciwie. Nie można podchodzić do tego, że ja jestem najmądrzejszy, ja wiem najlepiej, jak chcę sam.

Po prostu trzeba znaleźć odpowiednich ludzi, którzy mu przekażą, że jest to plan i praca długofalowa, a nie krótka inicjatywa. I inwestować, inwestować, inwestować.

Ostatnia kwestia. Kibice zadają sobie pytanie – czy Albert Sosnowski wystąpi jeszcze w ringu?

Hmm… (śmiech). Nigdy nie mów nigdy. Na razie w ogóle o tym nie myślę, skupiam się na swoich planach. A wiadomo, że czym dłużej to będzie trwało to prawdopodobnie takiej walki już nigdy nie będzie i już nigdy nie wyjdę do ringu. Mam trochę smutek i wewnętrzny żal, że skończyłem w takim stylu, gdzieś mnie to gryzie. Walczę ze sobą, ciągle się zastanawiam nad powrotem, ale chyba tutaj zdrowy rozsądek weźmie górę i jednak nigdy już nie zobaczycie mnie w ringu.

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski

fot. ringblog.pl

Opublikowane przez: