Piotr Podłucki: Zgarnę 10 tys. zł i idę na steka

O Jordanie Kulińskim (3-0-1, 1 KO), Furybox Team, sprzedaży biletów i ostatnich dniach przed walką na gali w Żyrardowie rozmawiam z Piotrem Podłuckim (4-0, 2 KO).

Ireneusz Fryszkowski: Dlaczego super średni Jordan Kuliński? Nikt z półciężkiej nie chciał walczyć z Podłuckim?

Piotr Podłucki: Ten właśnie zawodnik zgłosił chęć walki ze mną, więc walczymy. Powiedziałem, że podejmę każdego zawodnika w Polsce w moim zasięgu wagowym, dlatego walka z Kulińskim w limicie 78,5 kg została zakontraktowana. Żaden zawodnik z wagi półciężkiej nie pałał chęcią stoczenia ze mną walki. Nawet jak chciałem walczyć za darmo albo o wszystko.

Umówiliście się na limit 78,5 kg. Nie osłabi to pana? Jest pan przecież tzw. dużym półciężkim.

W walce w Legia Fight Club z Rusłanen Rodzivichem miałem na wadze 79,4 kg. Umiejętnym zrzucaniem wagi osiągnę limit 78,5 kg bez problemu. Wszystko dzięki mojemu sztabowi i Bartkowi Jarskiemu – trenerowi od przygotowania fizycznego. Dzięki niemu dobrze zrobiłem wagę we wspomnianej walce. Teraz też tak będzie.

Piotr FuryBox Podłucki i Rusłan Rodzivich walczą
Piotr Podłucki w walce z Rusłanen Rodzivichem w Legia Fight Club, fot. Ireneusz Fryszkowski, ringblog.pl

Jordan Kuliński miał tygodniowy obóz w Zakopanem, pan był w Żywcu. Co dają górskie przygotowania sportowcom?

W Żywcu byłem 10 dni. Przez ten czas dużo biegałem, głównie na szczyt Góry Żar. Świeże powietrze, które idealne dotlenia organizm, cisza oraz brak zasięgu – to idealne warunki dla sportowca aby się wyciszyć i w spokoju przygotować się do walki.

Rozpoczął pan treningi z uznanym trenerem Jarosławem Soroko. Co zmienił w pana boksie?

Bardzo dużo. Poprawiliśmy technikę i koncepcje. Nie współpracowałem z żadnym trenerem od boksu od ostatnich trzech walk. Miałem tylko trenera od przygotowania fizycznego. Wcześniej przez rok prowadził mnie trener Andrzej Gmitruk, przy którym zadebiutowałem w Ełku 14 miesięcy temu. Nie mogę już się doczekać, żeby pokazać czego nauczył mnie trener Soroko.

Nie obawia się pan podświadomie jednak Jordana? Ma zdecydowanie więcej pojedynków w boksie olimpijskim.

Boks olimpijski to nie boks zawodowy, którego uczę się od 2006 roku. To moje podwórko. Mam silniejsze strony, które są ważniejsze od tych niż te w boksie amatorskim. Po czterech miesiącach po moim powrocie do boksu stoczyłem w barwach Hussars Poland półzawodowej ligi WSB pięć dobrze ocenianych rund z Teymurem Mammadovem, brązowym mistrzem olimpijskim. Jordan natomiast przegrał z nim przed czasem. Moim zdaniem, nie ma niczego, co mogłoby mi zagrozić.

To spójrzmy na wasz rekord zawodowy. Tu też Jordan Kuliński miał lepszych zawodników jak Norbert Dąbrowski i Andrzej Sołdra, a pan delikatnie mówiąc dużo gorszych.

Jak to powiedział ktoś mądry „rekordy nie walczą”. Promowałem się sam, a każdy zawodnik kosztuje. Musiałem zrobić rekord, żeby walczyć z coraz lepszymi. Udało się.

Z drugiej strony, żeby tak nie szukać dziury w całym, to wytrawny znawca boksu na pana koncie na Youtube w nagranym sparingu dojrzy Macieja Miszkinia, nad którym górował pan siłą, szybkością i pracą nóg.

Sparingi w Knockout Gym, gdzie zdobywałem doświadczenie, wychodziły mi całkiem nieźle. Starałem się jak najwięcej z nich wyciągnąć. Opłaciło się. Zaprocentowały na kolejnych sparingach u trenera Gmitruka. Zawsze dużo serca w nie wkładałem i może dlatego tak to wychodziło. Po prostu kocham boks i staram się jak tylko można.

Był pan też sparingpartnerem Norberta Dąbrowskiego przed jego dobrą choć przegraną walką z Eleiderem Alvarezem – nr 1 w rankingu WBC. „Noras” w wywiadzie pozytywnie mówił o panu: „On się nie boi, szuka wyzwań, jest silnym fizycznie zawodnikiem”.

Norbert też jest takim zawodnikiem, szuka wyzwań, a tacy zawodnicy są najbardziej wartościowi. Cieszę się, że tak uznany i dobry pięściarz z charakterem, tak się o mnie wypowiada. Tak, nie boję się. Z każdym w Polsce mogę walczyć jak tylko waga mi na to pozwoli.

A pan, jakie pozytywy widzi u siebie na galę w Żyrardowie?

Nie chcę o nich mówić. Niech kibice sami to zobaczą i ocenią.

Nie chciałby pan podgrzać trochę atmosfery przed walką? Emocje jak przed Haye – Bellew dobrze sprzedają bilety.

Atmosferę podgrzejemy w czasie walki. Już sam fakt, że pierwszy raz w Polsce mamy walkę o wszystko, przyciąga. Nie spodziewałem się, że bilety będą tak dobrze się sprzedawać. Jestem z tego bardzo zadowolony. Poza tym znam Jordana, lubię go i szanuję. Nie będę sztucznie wprowadzał zamieszania, to nie w moim stylu.

Nawet jak Jordan w zapowiedzi walki na kanale To jest Boks mówi, że uważa pana za dość słabego pięściarza, a dla wringu.net dodaje, że łatwo pana ogra i że żaden z pana rywali chyba nigdy nie był na sali bokserskiej? Krew się w panu nie nie burzy?

Jordan Kuliński o Podłuckim: Jeśli nic się nie wydarzy, to powinienem go łatwo ograć >>

Skoro Jordan tak mówi, to nie ma problemu. Faktem jest, że Jordan był zawodnikiem, który zastąpił mnie w lidze WSB. Jeśli ma tak dobre umiejętności bokserskie, to niech wytłumaczy dlaczego nie zaakceptował konfrontacji ze mną w zespole Hussars Poland? Prosiłem o nią dobre trzy miesiące i tej konfrontacji nie otrzymałem. Wszystko okaże się 17 marca.

Zwiastun Kuliński – Podłucki autorstwa To jest boks:

Złą krew ma pan na pewno z Robertem Parzęczewskim i jego teamem. Chociaż mam wrażenie, że to pan go bardziej prowokuje.

Chcę walczyć z Robertem jak i z każdym polskim półciężkim. Z „Arabem” jednak najbardziej, bo kiedyś powiedział, że pobije każdego w swojej kategorii, a mnie unika. Słowo powiedziane raz, zostaje na zawsze. Już raz miałem z nim walczyć. Za darmo i o wszystko, ale na obietnicach się zakończyło. Myślę jednak, że zawalczę z nim prędzej czy później.

Oglądał pan jego walkę z Tomaszem Gargulą? Robert był szybki i precyzyjny. Nokautuje tak jak zapowiadał. Zrobił postępy.

Moim zdaniem zawodnik jakim obecnie jest Tomasz Gargula nie powinien wychodzić do ringu. Widać, że zdrowie mu już na to nie pozwala. A wszyscy właśnie oceniają dyspozycję „Araba” przez Gargulę. Oglądałem tę walkę tylko do pierwszego nokdaunu, kiedy Gargula przewrócił się zwykłym pchnięciem w głowę.

Co do biletów. Pan otrzymał ich pewną pulę i sprzedaje. W środowisku bokserskim zdania w tej kwestii są podzielone. Promotorzy to popierają, ale niektórzy trenerzy krytykują, że zabiera to cenny czas bokserowi i uzależnia jego występ od sprzedanych biletów.

Otrzymałem tyle biletów o ile poprosiłem. Nie wiem co myślą trenerzy i promotorzy. Sprzedażą biletów zajmuje się moja serdeczna koleżanka z teamu. Chcę mieć na gali jak najwięcej swoich kibiców. To daje siłę i większą motywację w walce. Tego potrzebuję i cieszę się, że zainteresowanie jest coraz większe.

Jest pan związany umową promotorską z Tomaszem Turkowskim. Dlaczego nie np. z Andrzejem Wasilewskim czy duetem Mariusz Grabowski – Andrzej Gmitruk, który teraz nabrał wiatru w żagle?

Jestem związany umową managerską. Na umowę promotorską przyjdzie jeszcze czas. Na razie jest mi dobrze jako wolnemu zawodnikowi. A co przyniesie czas – to zobaczymy. Jestem pełen wiary, że będzie coraz lepiej.

Jednak na pewnym etapie kariery dostęp do dużych walk gwarantują duże grupy promotorskie. Współpraca może okazać się więc w końcu nieunikniona.

Jak będę musiał mieć promotora, żeby dostać dobrą walkę to podpiszę kontrakt promotorski. Chcę się rozwijać, ale na tym etapie kariery manager mi wystarcza.

Wygrywa pan z Kulińskim. Wtedy podejmuje wszystkich półciężkich w Polsce jak zapowiadał w wywiadzie dla ringblog.pl pół roku temu?

Podejmować ich chcę już od roku, i zdania nie zmienię. Dostałem szansę, której nie zmarnuję. Całe dotychczasowe życie poświęciłem dla boksu i nie zmierzam tego zmienić. Nie przejmuję się krytyką – szczególnie oponenta, bo to tylko gadanie. 17 marca przemówią pięści.

Patrząc na rekordy zawodników w półciężkiej to kolejnym naturalnym przeciwnikiem dla pana wydaje się Paweł Stępień (6-0, 5 KO).

Nie ważne kto to będzie. Nie myślę o tym. Teraz walka 17 marca i idziemy dalej.

Nie pracuje pan zawodowo poza boksem. Jak udało zbudować się Furybox Team – prężnie działającą grupę wokół pana osoby?

Dużo serca, a przede wszystkim pracy. Dzięki sponsorom oraz odpowiednim osobom w moim teamie tworzymy zgraną całość. Jest nas sporo i każdy zajmuje się czymś innym. Fajne jest również to, że nie pieniądze są najważniejsze, a przyjaźń. Jestem wdzięczny, że mam taki team i takich ludzi wokół siebie.

Ogłosił pan, że podpisał umowę sponsorską z jednym z producentów kosmetyków, żeby „włosy nabrały gęstości i blasku”? To na galę w Żyrardowie?

Umowę sponsorską podpisałem z Wawer Clinic. Właścicielka kliniki – trycholog – Magdalena Pankowska zajmie się moimi włosami, bo jak każdy widzi potrzebują nieco więcej uwagi. Nie sądzę jednak, żeby efekty były widoczne już na najbliższej gali. Na te będzie trzeba jeszcze trochę poczekać.

Jak będzie wyglądał ostatni tydzień przed walką?

Łapanie świeżości, spacery, ścisła dieta i robienie wagi oraz dużo odpoczynku.

A co robi bokser w dniu walki? Długo śpi, leży kumulując energię, słucha motywującej muzyki, uzupełnia kalorie?

Każdy bokser ma inny plan dnia. Ja dużo spaceruję, rozmawiam z przyjaciółmi i dziewczyną. Ogólnie wszystko na spokojnie.

Przeczytaj także: Dariusz Polmański: chcę zobaczyć jak daleko zajdę >>

Gdy sędziowie nie wskażą wygranego, to co stanie się z nagrodą 10 tys. zł, która jest stawką w pojedynku Kuliński – Podłucki? Dostaniecie po 5 tys. zł czy w ogóle nic – jeśli padnie remis?

Dla mnie rzecz jest prosta. Rewanż i 20 tys. dla wygranego. Ha, ha… Ale remisu nie będzie. Zgarnę 10 tys. i idę na steka z przyjaciółmi do restauracji Po Byku.

Kup bilet na galę Friday Boxing Night Żyrardów>>

Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ireneusz Fryszkowski
fot. ringblog.pl

[poll id=”3″]

Opublikowane przez: